Premier Węgier Viktor Orban oświadczył, że Unii Europejskiej nie trzeba kochać, ale związek Węgier z tą organizacją nie jest kwestią uczucia. „Kto nie siedzi przy stole, szybko trafi do jadłospisu” – oznajmił w dzisiejszym wywiadzie dla dziennika „Magyar Nemzet”.
Nawiązując do niedzielnych wyborów parlamentarnych na Węgrzech, w których sondaże przepowiadają rządzącej narodowo-konserwatywnej partii Fidesz zdecydowane zwycięstwo, Orban oświadczył, że za rywali w tym głosowaniu uważa zarówno Węgierską Patię Socjalistyczną, jak i radykalny Jobbik, który w programie wyborczym zapowiada przeprowadzenie referendum w sprawie dalszego członkostwa w UE.
„Oni (Jobbik) są jedyną partią, która podniosła kwestię wystąpienia z Unii Europejskiej do rangi obietnicy wyborczej.(…) Ale związek Unii z naszym państwem to nie kwestia miłości. Europa może być naszą miłością – i dla mnie osobiście jest – a Unia Europejska nie” – oświadczył Orban.
Podkreślił, że Unia Europejska powstała po to, by po konfliktach XX w. państwa rozwiązywały kwestie sporne nie poprzez wojny, tylko pokojowo.
„Tej instytucji nie trzeba kochać i wielu jej nie kocha, słusznie uważając, że często zwraca się do nas w formie dyktatu. (…) Nie wolno nam jednak tracić zdrowego rozsądku i uderzać w ścianę głową, jak to robi Jobbik. Jak zwykłem o tym mówić, kto nie siedzi przy stole, ten szybko trafi do jadłospisu” – oświadczył Orban.
Skrytykował przy tym również postawę lewicy wobec Unii. Według niego węgierscy socjaliści patrzą dziś na Brukselę tak samo, jak kiedyś na Moskwę: „z bezwarunkowym oddaniem”. „Wszystko, co powstało na gruncie narodowym i na szczeblu narodowym, jest dla nich albo niebezpieczne, albo zacofane” – ocenił.
Dodaj komentarz