Odmienne rozłożenie akcentów w ocenie wojny na Ukrainie wystawia na próbę przyjaźń polsko-węgierską. Potrzebujemy rozważenia wszystkich racji, nie zapominając jednak o tym, że integracja europejska narodu ukraińskiego leży w interesie nas wszystkich, tyle że w jej ramach należy zagwarantować prawa mniejszości węgierskiej, zamieszkującej Ukrainę. (Przypis tłumacza: Część swojego terenu otrzymanego po rozbiorze historycznych Węgier na mocy traktatu pokojowego w Trianon, Czechosłowacja przekazała w 1945 roku Związkowi Radzieckiemu, wraz z ludnością węgierską tego regionu. W następstwie tego aktu obecnie na terytorium Ukrainy, w pobliżu granicy z Węgrami, mieszka mniejszość węgierska, licząca ok. 150 000 osób.)
Polityka zagraniczna węgierskiej większości parlamentarnej opiera się jednocześnie na kilku filarach: na ochronie praw mniejszości narodowych, dobrych stosunkach sąsiedzkich, przyjaźni polsko-węgierskiej i sojuszu euroatlantyckim, które są równorzędnymi elementami węgierskiej racji stanu. Ponieważ konsekwentnie reprezentujemy interesy naszego kraju i narodu – także w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej – przychodzi nam niekiedy toczyć spory nie tylko z Kijowem, ale także z Warszawą czy Waszyngtonem.
Nie możemy jednak utożsamiać się z żadną narracją, która antagonizuje stosunki węgiersko-polskie, czy węgiersko-ukraińskie, lub negatywnie wpływa na stosunek węgierskiej opinii publicznej do NATO.
Chcemy to jasno powiedzieć, jako że w obecnej napiętej sytuacji emocje sięgają zenitu nie tylko za granicą, lecz także na Węgrzech. Ponieważ – wbrew niektórym pogłoskom – na Węgrzech respektuje się wolność mediów, wspomniane emocje pojawiają się również w prasie bez żadnej cenzury. Dotyczy to oczywiście także prasy prawicowej. Nie należy jednak tych emocjonalnych wystąpień publicystycznych mylić z wyważoną, racjonalną polityką prowadzoną przez większość parlamentarną oraz rząd, który w krótce zostanie uformowany.
Przyjaźń polsko-węgierska nie oznacza wszakże, że Warszawa ma decydować o tym, co i jak Węgry mają czynić. Przyjaźń oznacza cierpliwe wysłuchanie argumentów drugiej strony i unikanie złej woli w mówieniu, a nawet myśleniu, o sobie nawzajem. Sytuacja polityczna Polski i Węgier nie jest w niektórych aspektach taka sama, dlatego też działania i tzw. narracje naszych krajów muszą być w różnych dziedzinach odmienne. Przyjaźń w polityce zagranicznej oznacza, że jeśli tylko możemy, powinniśmy się wspierać, a kiedy nie da się wzajemnie wspierać, to należy starać się wyrządzać sobie nawzajem jak najmniej krzywdy.
Dlatego z perspektywy węgierskiej nie krytykowaliśmy dotychczas i nie zamierzamy krytykować w przyszłości polskiej polityki zagranicznej. Nie utożsamiamy się też z antypolskimi narracjami krajów trzecich.
W ciągu naszych dziejów istotnym elementem patriotyzmu węgierskiego – i w ogóle węgierskiej kultury – była zawsze przyjaźń do Polaków. Wyraźne nastroje antypolskie pojawiały się jedynie u węgierskich zwolenników nazistów i bolszewików. Komuniści węgierscy, ostatnio w latach 80., prowadzili ostrą kampanię antypolską, wymierzoną właśnie przeciw przyjaźni węgiersko-polskiej. (Przypis tłumacza: Reżim Jánosa Kádára za pomocą mediów pragnął stłumić wszelkie sympatie społeczeństwa węgierskiego do Solidarności.) Dlatego dziś żaden szanujący się podmiot debaty publicznej nie może pozostawać obojętny wobec tego, że z którą z tych sprzecznych tradycji utożsamia się przez swoje wypowiedzi. Przyjaźń polsko-węgierska jest częścią węgierskiej tożsamości narodowej, toteż węgierska większość parlamentarna, wychowana w duchu węgierskiego patriotyzmu, będzie wytrwać w przyjaźni węgiersko-polskiej, nawet jeśli kilku uczestników polskiego życia publicznego, poddając się emocjom, generowanym przez dzisiejszą skomplikowaną sytuację polityczną, demonstracyjnie odwróci się od tej tradycji.
Emocje te, a zapewne również rosyjskie działania dezinformacyjne, to przyczyny szerzenia się wielu głupstw na temat Ukraińców i wojny na Ukrainie. Na przykład w szerokim kręgu węgierskich mediów rozpowszechnia się, że ukraińskie aspiracje narodowe to konsekwencja zaplanowanej antyrosyjskiej działalności wywrotowej Ameryki. Wszelako nawet powierzchowna znajomość światowej literatury czy kinematografii wystarczy, abyśmy się przerazili takimi twierdzeniami. W jaki sposób idea narodu ukraińskiego miałaby być efektem amerykańskich dążeń, skoro to właśnie dzieje polsko-ukraińskie obfitowały w ciągu wieków w krwawe konflikty? Obecnie Polacy starają się przekształcić tę trudną przeszłość w pojednanie, a nawet sojusz o znaczeniu historycznym, któremu my, jako Węgrzy, powinniśmy sprzyjać.
Podobną historyczną bzdurą jest utożsamianie „wyzwolicieli”, którzy popełniali zbrodnie wojenne na Węgrzech podczas II wojny światowej, z Ukraińcami i ich aspiracjami narodowymi odwołując się do tego, że to skrzydło Armii Czerwonej nazywał się Drugim Frontem Ukraińskim. W rzeczywistości to właśnie ta armia „czerwona” najbardziej brutalnie traktowała ukraińskich nacjonalistów, dążąc w gruncie rzeczy do ich całkowitej eksterminacji.
Należy wziąć pod uwagę, że Ukraina jest największym z krajów sąsiadujących z Węgrami. Dlatego szczególnie ważne jest dla nas to, aby myśleć o Ukraińcach w oparciu o możliwie najbardziej rzetelną wiedzę, a nie o klisze, będące wytworem rosyjskiej machiny propagandowej. Mogę jedynie zachęcać wszystkich nie tylko do zapewnienia uchodźcom wyżywienia i zakwaterowania, ale również do tego, by Węgrzy spróbowali poznać ich kulturę, życie codzienne, sposób myślenia o własnym narodzie i otaczającym świecie. Tylko na tej podstawie możemy działać konstruktywnie, aby stworzyć dobre relacje sąsiedzkie, których częścią musi być także przywrócenie praw Węgrom żyjącym na Ukrainie.
Ważne jest również to, aby wszystkim było jasne, co oznacza i czego nie oznacza węgierskie stwierdzenie, że „to nie jest nasza wojna”. Chodzi o to, że Węgry nie są stroną konfliktu zbrojnego i nie chcą nią być: nie wysyłają żołnierzy i nie pozwalają na przewożenie przez swoje terytorium śmiercionośnej broni. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że rosyjska próba podboju lub rozbioru Ukrainy jest absolutnie sprzeczna z interesami Węgier. Rosja nie chce dopuścić do przyłączenia się Ukrainy do świata zachodniego, do którego należymy my, a ponieważ na Ukrainie mieszka 150 tysięcy Węgrów, fundamentalnym interesem węgierskim jest powodzenie ambitnych aspiracji Ukrainy, związanych z akcesją do Unii Europejskiej. Dlatego popieramy jak najszybsze rozpoczęcie procesu akcesyjnego Ukrainy do UE.
Co więcej, w przededniu wojny prezydent Putin nazwał upadek Związku Radzieckiego największą tragedią w historii świata. W kontekście wojny trzeba zauważyć, że były to nie tylko resentymenty zafascynowanego przeszłością polityka, ale także zapowiedź realnych wysiłków wielkiego mocarstwa zmierzających do aneksji nowych terytoriów, w tym zamieszkanych przez Węgrów regionów Ukrainy. My jako Węgrzy staramy się w jak najmniejszym stopniu pogarszać nasze stosunki z Rosją, także ze względu na politykę energetyczną, względy bezpieczeństwa i tradycję wzajemnego szacunku. Z drugiej strony nie leży w naszym interesie, aby Węgrzy z zakarpackiej części Ukrainy znaleźli się w rosyjskiej strefie wpływów, a Węgry jako państwo w bezpośrednim sąsiedztwie (albo przypadkiem nawet w jakimś „luksusowym przedziale) owej strefy. Powiedzmy sobie jasno: wizja ponownego wskrzeszenia Związku Radzieckiego jako Imperium Rosyjskiego, która jest deklarowanym przez rosyjską stronę celem tej wojny, jest całkowicie nie do przyjęcia z punktu widzenia węgierskiej polityki zagranicznej.
Tak więc, chociaż „to nie jest nasza wojna”, jest ona również – czy nam się to podoba czy nie – wymierzona przeciwko nam, Węgrom, nie możemy zatem pozostać neutralni. W tym sensie walczą za nas także ukraińscy żołnierze broniący niepodległości własnego kraju. Wśród nich są Węgrzy z ukraińskiego Zakarpacia (choć trzeba docenić w tej sprawie, że prezydent Zełenski zawiesił ostatnio obowiązkowy pobór do armii ukraińskiej). Co więcej, Ukraińcy chronią nas również w takim sensie, że, zgodnie z zadeklarowanymi przez Rosję celami wojennymi, Moskwa chce nam również dyktować, jaką broń kraje środkowoeuropejskie, w tym również Węgry, mogą rozmieścić na własnym terytorium i jak ma wyglądać obrona ich własnych państw. Węgry jednak nie chcą o tym słyszeć, ponieważ mamy wyłączne prawo do decydowania w tych kwestiach.
Więc w interesie Węgier nie leży to, by dać się wmieszać w tę wojnę, ale w interesie Węgier leży, aby wojna zakończyła się jak najszybciej, a strona rosyjska nie osiągnęła celów, dla których rozpoczęła tę wojnę. Ważne jest, aby wojna ta nie potwierdziła sensu agresywnych rozwiązań militarnych. Bo jeśli w wyniku rosyjskiej agresji zostaną osiągnięte cele stawiane sobie przez Rosjan, to wcześniej czy później oni sami lub inni agresorzy będą dążyć do podobnych siłowych rozwiązań. Wszelkie usprawiedliwianie przemocy militarnej w sposób elementarny naruszałoby zatem kluczowy interes Węgier, jakim jest stabilność regionu.
Dlatego Węgry, powstrzymując się od wszelkich manifestacji mogących ustawić je w pozycji strony walczącej w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, wykorzystują wszelkie możliwe środki, aby jak najszybciej i to bez usprawiedliwienia przemocy zakończyć ten konflikt. Popieramy wysiłki UE na rzecz pokoju, w tym transfer broni UE na Ukrainę, największy w naszej historii program pomocy humanitarnej oraz szeroki zakres sankcji gospodarczych i politycznych wobec Rosji.
Nie możemy jedynie poprzeć całkowitego zerwania relacji energetycznych, ponieważ działania te wyrządziłyby więcej szkody nam samym niż temu, w którego miałyby uderzyć sankcje. Nie sprzeciwiamy się jednak żadnemu państwu członkowskiemu UE, chcącemu całkowicie zerwać swoje umowy energetyczne z Rosją. Ważne jest dla nas to, aby nie było to obowiązkowe. Nie sprzeciwiamy się też zerwaniu z monopolem Rosji na rynku energii i zwalczaniem przez to rosyjskiego zysku dodatkowego z transportu energii.
Uważamy, że okupanci muszą wycofać się z zajętych terytoriów, a suwerenność Ukrainy, integralność terytorialna oraz prawa człowieka i mniejszości narodowych muszą zostać na Ukrainie przywrócone, zbrodnie wojenne muszą być zbadane, ich sprawcy i ludzie do nich podżegający muszą być ujęci i ukarani, a powojenna odbudowa kraju musi być sfinansowana przez sprawców zniszczeń wojennych, oprócz wsparcia społeczności międzynarodowej. Dopiero wtedy może dojść do pojednania. Niestety, zajmie to dużo czasu!
Zsolt Németh, były wiceminister spraw zagranicznych Węgier
Dodaj komentarz