Orbán przyprawia UE o szaleństwo

Z prof. dr. hab. Ryszardem Legutką, europosłem z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Marta Milczarska

Parlament Europejski skrytykował reformy konstytucyjne na Węgrzech i zatwierdził raport wprowadzający m.in. propozycję utworzenia przez Komisję Europejską niezależnego mechanizmu, który kontrolowałby przestrzeganie przez kraje UE fundamentalnych praw i wolności. Jak Pan Profesor ocenia to głosowanie?

– Po pierwsze, stało się to, co było do przewidzenia, sam premier Victor Orbán przewidział to już wczoraj. PE zatwierdził ten raport przede wszystkim dlatego, że antyorbanowska lewica ma zdecydowaną większość w Parlamencie Europejskim. Niezależnie od tego, co powiedziałby Orbán, co powiedzieliby krytycy tego raportu – wiadomo było, że ten raport przejdzie. Po drugie, dobrze się stało, że premier Węgier zabrał wczoraj głos w PE. To pokazuje, że nie boi się konfrontacji. Po trzecie, widać, że w sprawie Orbána w większości krajów Unii Europejskiej i jej instytucjach panuje swoiste szaleństwo, mają oni na jego punkcie jakąś idée fixe, która z pewnością wypływa z tego, że nie tolerują oni zmian niezgodnych z unijno-progresywno-lewacką ortodoksją.

Mimo że raport został zatwierdzony, to widać, że Unia nie jest jednogłośna w tej sprawie. Raport poparło 370 europosłów, przeciw było 249, zaś 82 wstrzymało się od głosu…

– Viktorowi Orbánowi udało się zdobyć w jakimś sensie „osłonę”, którą stanowi część europarlamentarzystów m.in. z grupy EKR, w której skład wchodzi PiS. Zmieniliśmy nieco proporcje poparcia tego raportu. Na szczęście to nie jest tak, że Parlament Europejski w całości poparł krytykujący Orbána raport. Węgry mają też w Unii Europejskiej obrońców, którzy głośno mówią „nie” takim działaniom ze strony władz UE. I wreszcie trzeba podkreślić, że większość Polaków broniła węgierskiego premiera.

Europosłowie Prawa i Sprawiedliwości bronią Orbána z kilku względów: przede wszystkim bronimy go pryncypialnie. To oznacza, że musimy mówić, iż Unia Europejska, Komisja Europejska nie ma prawa wtrącać się, kontrolować reform konstytucyjnych w tym zakresie, w którym to robi. Właściwie UE chce kontrolować wszystkie dziedziny w państwach członkowskich. Jeżeli teraz odpuścimy, jeżeli uznamy, że UE ma takie prawo wykraczające poza traktaty, to zostanie stworzona sytuacja bardzo niebezpieczna. Trzeba także pamiętać o naszym polskim interesie. Nie zapominajmy, co działo się w Unii, kiedy Polską rządziło Prawo i Sprawiedliwość, wtedy podobnie jak teraz w stosunku do Węgier unijni decydenci wpadali w szaleństwo. Niestety, mam obawy, że podobnie będzie, kiedy znowu do władzy w Polsce dojdzie PiS. Dlatego im więcej jest krajów niepokornych, które rządzą zgodnie z mandatem demokratycznym, jaki posiadają, tym będzie silniejszy front oporu wobec nieznośnej arogancji UE łamiącej zasadę subsydialności, pomocniczości, na której rzekomo miała się Unia opierać.

Dlaczego polityka premiera Viktora Orbána jest tak nie na rękę UE, mimo że okazuje się ona skuteczna: bezrobocie spada, gospodarka węgierska się rozwija?

– Orbán jest nie na rękę Unii Europejskiej, ponieważ jest ideologicznie obcym ciałem w tej wspólnocie. Kiedy José Zapattero niszczył gospodarkę Hiszpanii i wprowadzał chore, lewackie ustawodawstwo, to nikt w tej izbie nawet nie pisnął To więc także pokazuje, że Unia Europejska jest skrajnie wroga jedynie wobec wszelkich konserwatywnych rządów. A przypomnimy, że reformy konstytucyjne na Węgrzech wprowadziły m.in. do konstytucji odwołanie do Boga oraz definicję małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, to wywołało furię unijnych środowisk. To jest nic innego jak wojna ideologiczna.

Dziękuję za rozmowę.

Marta Milczarska, NDz

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *