Orędzie premiera Viktora Orbána „O stanie narodu”.

Fot. SZILARD KOSZTICSAK / MTI / PAP / EPA

18 lutego 2023, Budapeszt

Dzień dobry.

Byli Prezydenci Áder i Schmitt oraz Wasze Drogie Żony, Panie Marszałku, Liderzy społeczności węgierskich spoza naszych granic, Szanowni Państwo,

Jak z pewnością państwo wiedzą, około dwa tygodnie temu niszczycielskie trzęsienie ziemi wstrząsnęło Turcją i Syrią. Liczba ofiar śmiertelnych wynosi obecnie ponad 44 000 i niestety to jeszcze nie koniec. Smutki przychodzą nagle, bez ostrzeżenia, bez pukania do drzwi, ale po prostu otwierają je przed nami. W naszym smutku dowiadujemy się, na kogo możemy liczyć. Na nas, Węgrów, można liczyć: w akcji ratowniczej wzięło udział 167 naszych rodaków, a 35 osób zostało uratowanych spod gruzów przez ekspertów i ochotników, którzy ryzykowali przy tym życiem. Niektórzy z nich są teraz tutaj z nami; oddajmy cześć naszym bohaterom, którzy zaszczycili nas swoją obecnością tutaj. Panie i Panowie, dziękujemy za poświęcenie, kraj jest z Was dumny! Proszę, wstańcie i pozwólcie nam się zobaczyć!

Panie i Panowie,

Tyle się wydarzyło w ciągu ostatniego roku – wybory, wojna, kryzys energetyczny, inflacja – że właściwie powinienem poświęcić kilka godzin na opowiadanie o tym. Proszę, nie zaczynajcie kierować się do drzwi: teraz jest już za późno, jeśli jesteś tutaj, jesteś tutaj. Jutro, w niedzielę, możecie odpocząć po przemówieniu na miarę Atatürka czy Fidela Castro. Ale mimo wszystko będzie krócej, bo podczas długiego politycznego przemówienia ludzie tracą radość życia – a my nie jesteśmy tu po to, żeby tracić radość życia, ale żeby ją odnowić. I w ten sposób zagłębiam się w to, co mam do powiedzenia. Dziś najważniejszym pytaniem na przyszłość jest to, czy ogromne zmiany zachodzące w życiu europejskim, które niosą ze sobą nowe wyzwania intelektualne, polityczne, gospodarcze i militarne, zwiększą, czy zmniejszą radość życia Węgrów. Zmiany te wywierają presję na całe węgierskie życie i stawiają nas przed nowymi pytaniami. Sukces roku 2023 będzie zależał od tego, czy będziemy przez nie mobilizowani, czy tez demobilizowani.

Panie i Panowie,

Przebywając w polityce międzynarodowej, często myślę o starej węgierskiej piosence: „Matko, nie chciałem takiego konia”. I rzeczywiście, my Węgrzy nie chcieliśmy żyć w takim chaotycznym świecie. Ale, jak powiedziałaby moja mama: „Synu, życie to nie przedstawienie z życzeniem”. I ona ma rację.

Wszystko było tak dobrze przemyślane: przebiliśmy się przez sterty gruzów pozostawione przez socjalistyczne rządy obalone w 2010 roku, przez ruiny socjalizmu na Dzikim Wschodzie, przez bezrobocie, przez zdyszaną gospodarkę, przez kredyty w obcej walucie kredyty, odrażającą zazdrość, pokłony wobec Zachodu, niebotyczne rachunki za usługi komunalne, nielegalne gratyfikacje w systemie opieki zdrowotnej, oszukiwanie systemu, życie z zasiłków socjalnych i pełną rezygnacji akceptację drugorzędności. Zaczynaliśmy już wierzyć, że dla każdego Węgra znajdzie się miejsce na słońcu i że takie miejsce będzie u nas. Okazało się, że z pracy można żyć lepiej niż z zasiłków, że posiadanie dzieci nie jest ciężarem, ale radością – a dokładniej ciężarem, który jest radością. Zaczynaliśmy wierzyć, że życie tutaj będzie owocne, że starczy dla wszystkich. Doszliśmy do wniosku, że aby iść do przodu, nie musimy zabierać sobie nawzajem ani zabierać tego, co należy do innych, ponieważ ciasto, które możemy upiec, będzie znacznie większe niż jakiekolwiek, które widzieliśmy do tej pory. Zatrudnienie otrzymało milion osób i nigdy wcześniej na Węgrzech nie pracowało tak wielu ludzi. Gospodarka węgierska potroiła swoją wielkość, a płaca minimalna jest obecnie wyższa niż średnia płaca za naszych socjalistycznych poprzedników. Wydaliśmy narodową chrześcijańską konstytucję, która jest nas godna. Zreorganizowaliśmy państwo węgierskie z odwagą, która jeśli nie przeciwstawi się śmierci, to przynajmniej przeciwstawi się Brukseli. Odpędzając przeciwników, zbudowaliśmy nową węgierską gospodarkę, w której każdy otrzymał szansę znalezienia własnego przeznaczenia. To prawda, to było uciążliwe dziesięć lat, dużo się pociliśmy, nasze kolana i łokcie były otarte i posiniaczone, i zebraliśmy sporo pęcherzy; ale czujemy, że było warto. Nauczyliśmy się, jak robić postępy na odnowionych Węgrzech, widzieliśmy, że wysiłek nie poszedł na marne, a my, Madziarzy, olśniło nas, że „jeszcze raz nasze imię i historia zrównają się w chwale z naszymi przodkami”. To dlatego, po naszej pierwszej historycznej większości dwóch trzecich głosów w 2010 roku, zdobyliśmy większość dwóch trzecich głosów w każdym z trzech kolejnych wyborów parlamentarnych. Taką większość zdobyliśmy jeszcze teraz, mimo że cała lewica na Węgrzech połączyła swoje siły przeciwko nam, mimo że Bruksela próbowała zagłodzić nasz skarbiec, i mimo że wujek George [Soros] przekazał tutaj 4 miliardy forintów z Ameryki, aby zapewnić swoim towarzyszom amunicję – żeby do nas strzelać. Podeszli do choppera, strzelili szeroko: nie mało, dużo. Upadli na twarz i myślę, że zapłacą za to cenę.

Pamiętacie film „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”? Dialogi na początku filmu? Charles Bronson – „Harmonica”, pyta trzech czekających na niego bandytów:

A Frank?

Frank nas przysłał”, odpowiadają.

Przyprowadziłeś mi konia?

NIE.”

Widząc ich trzy konie, Harmonica mówi: „Przyprowadziłeś o dwa za dużo”.

Tak było na Węgrzech w 2022 roku. I z tego, co widzę, właśnie teraz węgierski Frank, nasz „Feri” [Ferenc Gyurcsány], próbuje zagonić pozostawione bez właścicieli konie. Lekcja jest taka, że kiedy patrzysz na swojego przeciwnika, powinieneś oceniać go nie po liczbie, ale po umiejętnościach. Wydaje się, że Bóg nas kocha.

Panie i Panowie,

Zwycięstwa w wyborach – zwłaszcza większość dwóch trzecich głosów – nie są czymś, co ludzie po prostu podają ci na talerzu. Za nimi stoi praca, a wynik tej pracy jest przez ludzi doceniany. W przeciwnym razie nie będzie zwycięstwa – a już na pewno nie będzie większości dwóch trzecich głosów. Oczywiście zawsze znajdą się malkontenci, którzy myślą, że po prostu mieliśmy szczęście. Dobra, nazwij to szczęściem – raz. Ale cztery razy? Jeśli zawsze masz szczęście, możliwe jest również, że masz coś do zaoferowania; na przykład kochasz swój kraj i jesteś gotów o niego walczyć – w domu, jeśli zajdzie taka potrzeba, lub na całym świecie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Lewica powinna zrozumieć, że do zwycięstwa nie wystarczą miliony dolarów i wpływowi mecenasi. Do zwycięstwa, Drodzy Przyjaciele, nie wystarczy szczęście: potrzeba serca.

Panie i Panowie,

Właśnie wtedy, gdy myśleliśmy, że wreszcie się wyprostujemy, COVID uderzył w nas wiosną 2020 roku – trzy lata temu. Przyniosło nam to ból i nieodwracalne straty. Ale mieliśmy rację, mając nadzieję, że przejdziemy przez to, staniemy na nogi i zaczniemy od miejsca, w którym przerwaliśmy. Myślałem, że dotrzemy tam, gdzie zawsze chcieliśmy być. Osiągnęlibyśmy poziom na świecie, jaki nam przysługiwał dzięki naszemu talentowi, ciężkiej pracy i historii. Bylibyśmy wśród najlepszych, gdzieś w awangardzie. Znów byłoby wiele dzieci, wiele milionów serc, które czekały na dobre wieści o uporządkowanym, atrakcyjnym i bezpiecznym kraju, zielonej Kotlinie Karpackiej, która wytrzyma zmiany klimatyczne. I choć lew i baranek nie chcieli razem leżeć, to mieliśmy nadzieję, że lewica w końcu zrozumie, że to jest wspólna ojczyzna, a innej nie mamy.

A potem wybucha wojna – lub wybuchła. Ma już rok i według wszelkich szacunków może trwać bardzo długo – wydaje się, że nawet kilka lat. Zmieniło się wszystko – także w polityce i gospodarce. Zachód zdecydowanie przesunął się w kierunku Dzikiego Zachodu. Od lat COVID świat nie wrócił na właściwe tory, ale przenieśliśmy się w lata wojny. Tak naprawdę od marca 2020 roku – od prawie trzech lat – żyjemy pod ciągłą presją. A to może łatwo przełożyć się na cztery, a nawet pięć lat. Z trzydziestu dwóch lat od upadku komunizmu rok 2022 był najtrudniejszy. To był najtrudniejszy rok.

Kiedy Zachód zareagował na wojnę sankcjami, musieliśmy wszystko przemyśleć od nowa. To zajmowało miesiące po kwietniowych wyborach. Musieliśmy przemyśleć na nowo politykę gospodarczą, obronną, wojskową i całą naszą politykę zagraniczną. W cieniu wojny musieliśmy ponownie przeanalizować wszystkie główne cele, które postawiliśmy sobie w 2010 roku, po naszym pierwszym zwycięstwie w dwóch trzecich. Zbliżamy się do końca tej pracy. Moim zdaniem nie ma potrzeby porzucania czy rezygnowania z celów, wystarczy zmienić środki, za pomocą których zostaną one osiągnięte. Nasza polityka zagraniczna pozostaje niezmieniona: chcemy nadal zdobywać przyjaciół, a nie wrogów; chcemy, aby wszyscy – Wschód i Zachód, Północ i Południe – mieli udział w sukcesie Węgrów. Tworzenie połączeń zamiast tworzenia bloków. Jedność narodowa będzie trwała, a Węgrzy poza naszymi granicami mogą nadal na nas liczyć, ponieważ jesteśmy tej samej krwi. Pozostanie nasza polityka rodzinna, pozostanie nasza gospodarka oparta na pracy, pozostanie umowa z emerytami i trzynasta emerytura, a także ochrona obniżek rachunków za media. Będziemy kontynuować powiązanie uczelni z gospodarką. Możemy utrzymać strategiczne sektory – sektor bankowy, sektor energetyczny i branżę medialną – w węgierskich rękach, a nawet ożywimy węgierską własność w sektorze telekomunikacji i informatyki. I na tym nie poprzestaniemy, wiatrówka już wieje na wietrze. Przepraszam! I obietnica złożona komitatom pozostaje niezmieniona: rozpoczynamy bezprecedensowy rozwój i zapewniamy więcej zasobów, niż komitaty węgierskie kiedykolwiek widziały – nawet w czasach Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Obok produkcji rolnej budujemy przetwórstwo rolne. Ożywimy węgierski przemysł spożywczy, który został zdewastowany przez prywatyzację i będziemy mieć krajowych czempionów w przemyśle spożywczym, którzy będą mogli konkurować także na rynku światowym. Nie będziemy tolerować konieczności kupowania przez Węgrów żywności, którą sprowadza się do nas z zagranicy. I podtrzymujemy nasz plan, aby wschodnia część naszego kraju dogoniła resztę. Czas wreszcie zjednoczyć Hunnię i Panonię – zarówno gospodarczo, jak i pod względem poziomu życia. Dlatego budujemy mosty na Dunaju, dlatego ten w Paks zostanie ukończony i wkrótce rozpocznie się ten w Mohaczu. Tworzymy trójkąt Debreczyn-Nyíregyháza-Miskolc obok strefy przemysłowej Győr-Szombathely-Veszprém. Będzie to wymagało energii, dużo energii – więcej niż kiedykolwiek wcześniej na Węgrzech. Dlatego będziemy budować elektrownie i systemy rurociągów, nawet jeśli Bruksela nie chce odgrywać żadnej roli. Później będzie więcej. I nie zrezygnujemy z naszego najśmielszego planu: sprawić, by rodziny z dziećmi były w lepszej sytuacji finansowej niż te, które nie mają dzieci. Tak więc, wojna czy nie, co roku będziemy podejmować nowe decyzje dotyczące pomocy rodzinie. To samo dotyczy tego roku, jeśli kobiety zobowiązały się do posiadania dzieci, to nie będą płacić podatku dochodowego od osób fizycznych do 30 roku życia. Tak będzie. Ale wiem, że dla nas, Węgrów, to nie wystarczy. Znamy dowcip, który odziedziczyliśmy po socjalizmie: „Wiemy, co się stanie, ale pytanie brzmi: co będzie do tego czasu?”

Drodzy przyjaciele,

Jeśli 2022 był najtrudniejszym rokiem, 2023 będzie najniebezpieczniejszym rokiem od upadku komunizmu. Obok migracji, która stopniowo staje się stałym elementem, czyhają dwaj nowi wrogowie i dwa nowe zagrożenia: jednym jest wojna, a drugim inflacja. Jeśli chcemy wrócić na ścieżkę wzrostu, z której zepchnęła nas pandemia COVID, musimy odeprzeć te dwa zagrożenia: musimy je pokonać, musimy przebić się przez nie. Ale jak? Dzisiaj właśnie o tym będę mówić.

Jak przezwyciężyć niebezpieczeństwo wojny? Chcemy po prostu położyć temu kres, ale nie mamy na to siły – nie jesteśmy w tej lidze. Dlatego jeśli chcemy chronić Węgry, jeśli chcemy dla siebie spokojnego życia, mamy tylko jedno wyjście: musimy trzymać się z dala od wojny rosyjsko-ukraińskiej. Do tej pory nie było to łatwe i nie będzie łatwe w przyszłości, ponieważ jesteśmy częścią świata zachodniego, jesteśmy członkami NATO i Unii Europejskiej a tam wszyscy są tam po stronie wojny – a przynajmniej zachowuje się tak, jakby były. Czy Węgry mogą sobie pozwolić w takich okolicznościach na pozostanie po stronie pokoju, w sposób bezpośrednio sprzeczny z naszymi sojusznikami? Oczywiście, że możemy, ponieważ Węgry są niepodległym, wolnym i suwerennym państwem i nie uznajemy nikogo poza Bogiem ponad nami. Ale czy słuszne – moralnie słuszne – jest trzymanie się z dala od wojny? Jestem przekonany, że to słuszna rzecz – i rzeczywiście jedyna słuszna. Rosja zaatakowała Ukrainę, więc musimy wpuścić ukraińskich uchodźców do naszego kraju i dobrze się spisaliśmy, wspierając ich największą akcją pomocy humanitarnej w historii naszego kraju. To jest imperatyw podstawowego człowieczeństwa i my go przestrzegamy. Ale widzimy też, że wojna na Ukrainie nie jest wojną między armiami dobra i zła, ale wojną między wojskami dwóch krajów słowiańskich: wojną ograniczoną w czasie i – na razie – w przestrzeni. To ich wojna, nie nasza. Węgry uznają prawo Ukrainy do samoobrony, do walki z zewnętrzną agresją; ale nie byłoby słuszne z żadnego punktu widzenia – w tym z moralnego punktu widzenia – przedkładanie interesów Ukrainy nad interesy Węgier. Lewica na Węgrzech też jest po stronie wojny: dostarczyłaby broń, wzięła na siebie ciężar finansowy wojny i zerwała stosunki z Rosją. Nie robimy tego. Nie dostarczamy broni. Ostrożnie też podchodzimy do pieniędzy, bo ostatecznie należne nam pieniądze Bruksela przekaże Ukrainie. Dla nas pomoc humanitarna dla Ukrainy nie oznacza zerwania więzi z Rosją, ponieważ byłoby to sprzeczne z naszymi interesami narodowymi, które mamy prawo sami określać. Dlatego nie zgodzimy się na sankcje gazowe, naftowe czy nuklearne, które zrujnowałyby Węgry. Z konsultacji krajowych wiemy, że panuje w tej sprawie jedność narodowa. Dlatego utrzymujemy stosunki gospodarcze z Rosją; i rzeczywiście radzimy całemu zachodniemu światu, aby zrobił to samo, ponieważ bez stosunków nie będzie ani zawieszenia broni, ani negocjacji pokojowych. Dlatego nie zgadzamy się na umieszczanie [rosyjskich] duchownych i ich przywódców na listach sankcyjnych; już wystarczająco źle, że coś takiego mogło się przytrafić artystom i sportowcom. I ważne jest również, aby nie zawężać naszej wizji i nie być prowincjonalnym. Spójrzmy poza Brukselę. Każdy kraj spoza Europy jest świadomy ograniczonego znaczenia wojny na Ukrainie i prymatu własnego interesu narodowego. Nie izolujmy się od zrównoważonej części świata. Węgierski punkt widzenia jest wyjątkiem tylko w Europie – na całym świecie jest normą. Węgierski rząd nie uważa za realistyczne założenie, że Rosja jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Węgier czy Europy. Takie założenie jest słuszne co najwyżej w odniesieniu do broni jądrowej; ale wojna na Ukrainie raczej zwiększa ryzyko ich użycia niż je zmniejsza. Jeśli chodzi o wojnę konwencjonalną, wojna na Ukrainie pokazała, że Rosja nie ma szans w starciu z NATO. Rozumiemy, że Ukraińcy próbują przekonać Europę, że Rosjanie nie spoczną, dopóki nie dopłyną do Atlantyku, ale Węgrzy nie kupują tej groźby. Cały świat widział, że siły rosyjskie nie są w stanie zaatakować NATO i długo nie będą w takiej pozycji. Pamiętam, że dziesięć lat temu Węgry zaproponowały utworzenie wspólnych sił europejskich, a dziś widzimy, jak niefortunne było to, że ta propozycja została odrzucona.

Drodzy przyjaciele,

Podczas gdy nasze pokojowe stanowisko i prowojenne stanowisko innych uwydatniają różnice między nami, przesłaniają również fakt, że w pełni zgadzamy się co do celów strategicznych. Chcemy, aby Rosja nie była zagrożeniem dla Europy, a między Rosją a Węgrami istniał wystarczająco szeroki i głęboki obszar: suwerenna Ukraina. Różnica między nami polega na tym, jak postrzegamy środki do osiągnięcia tego celu: ci, którzy popierają wojnę, myślą, że można to osiągnąć, pokonując Rosję; my uważamy, że można to osiągnąć przez natychmiastowe zawieszenie broni i negocjacje. Za naszą propozycją przemawia jeszcze jeden mocny argument: jedyne, co może uratować życie, to zawieszenie broni. Utratę życia wyraża się już w setkach tysięcy. Ból, wdowieństwo, rosnąca liczba sierot i olbrzymie fale cierpienia można uspokoić jedynie poprzez zawieszenie broni.

Panie i Panowie,

Wojna ujawniła również pewne pouczające i ważne prawdy. Nie przechodźmy obok nich bez mówienia o nich. Przede wszystkim jest kwestia naszego członkostwa w NATO. Wyjaśnijmy, że dla Węgier członkostwo w NATO ma kluczowe znaczenie. Jesteśmy zbyt daleko na wschód – na wschodnim krańcu zachodniego świata – by się go wyrzec. Byłoby oczywiście łatwiej, gdybyśmy byli dalej: idąc za przykładem Austrii i Szwajcarii, my również moglibyśmy cieszyć się ideą neutralności. Ale historia nie dała nam tego luksusu. NATO to sojusz obronny. Jest to wojskowy sojusz obronny, który został utworzony, abyśmy mogli się wzajemnie bronić. Dlatego przystąpiliśmy i dlatego – myśląc o 45 latach okupacji sowieckiej – doświadczyłem historycznej satysfakcji podpisania traktatu akcesyjnego. Co najmniej równie ważne jest jasne zrozumienie, czym NATO nie jest. NATO nie jest sojuszem wojennym. NATO nie jest koalicją wojenną. Członkostwo w NATO nie oznacza żadnego zobowiązania poza wspólną obroną, a kraje członkowskie nie mogą oczekiwać, że jakikolwiek inny członek wspólnie zaatakuje kraj trzeci w jakimś wspólnym celu wojskowym. Jeśli niektórzy członkowie NATO lub ich grupa chcą prowadzić działania wojenne poza terytorium krajów członkowskich, muszą to robić poza ramami NATO: ci, którzy chcą, będą w tym uczestniczyć; ci, którzy nie chcą, nie będą.

Drodzy przyjaciele,

Bez względu na to, jak silny i potężny, każdy, kto myśli, że może nadzorować, zarządzać i stopniowo kalibrować prowadzenie wojny, przecenia swoją własną siłę i nie docenia ryzykownej natury wojny. Ci, którzy popełniają takie błędy, są zazwyczaj dalecy od wyniszczających realiów działań wojennych na froncie. Ale żyjemy tutaj, a wojna toczy się na ziemi sąsiedniego kraju. Brukselczycy nie oddali jeszcze życia w tej wojnie, ale Węgrzy tak. Podczas gdy węgierskie symbole są usuwane w Mukaczewie, podczas gdy węgierscy dyrektorzy są usuwani z naszych szkół, wielu umiera śmiercią bohaterów na froncie. Mniejszość węgierska na Rusi Zakarpackiej na to nie zasługuje. Więcej szacunku dla Węgrów z Mukaczewa, Kijowa, Brukseli i Waszyngtonu!

Panie i Panowie,

Europa zmierza ku wojnie. Balansuje na wąskiej ścieżce. Rzeczywiście, jej kraje są już pośrednio w stanie wojny z Rosją. Jeśli dostarczasz broń, jeśli dostarczasz informacje satelitarne do działań wojennych, jeśli szkolisz żołnierzy jednej ze stron wojujących, jeśli finansujesz cały aparat państwowy jednej ze stron wojujących i nakładasz sankcje na drugą, to bez względu na wszystko mówisz, że jesteś w stanie wojny – na razie pośrednio. Ryzyko wciągnięcia jest teraz wszechobecne. Zaczęło się od hełmów, kontynuowano dostawy nieśmiercionośnego sprzętu, teraz obserwujemy wysyłanie czołgów, myśliwce są na porządku dziennym, a wkrótce usłyszymy o tak zwanych „oddziałach pokojowych”. Przypomina lunatykowanie na dachu. Musimy też zrozumieć, w jaki sposób prowojenni ludzie ulegali lunatykowaniu i jak trafiali na dachy. Mimo wszystkich różnic zdań rozumiemy naszych polskich i bałtyckich przyjaciół: ich historia wiele wyjaśnia. Ale inni?

Nie musiało się to tak potoczyć – a raczej mogło potoczyć się inaczej. Mogliśmy dać gwarancję, że nie przyjmiemy Ukrainy do NATO; ale zrobiliśmy coś przeciwnego i potwierdziliśmy naszą wcześniejszą decyzję z 2008 roku, że ich przyjmiemy. Mogliśmy też pójść za rozwiązaniem, które przyjęliśmy w 2008 roku, kiedy wybuchła wojna rosyjsko-gruzińska, a Rosja zajęła 20 proc. terytorium Gruzji. Postanowiliśmy wtedy nie dopuścić do rozprzestrzeniania się ognia i pod przywództwem prezydenta Sarkozy’ego – który świetnie negocjował – konflikt został zlokalizowany i osiągnięto zawieszenie broni. Mogliśmy zrobić to, co zrobiliśmy w 2014 roku za Angeli Merkel, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę i anektowała Krym. Wtedy moglibyśmy wybrać wojnę, taką jak ta obecna, ale my – Zachód – wybraliśmy inną opcję: negocjacje zamiast walki, pokój zamiast wojny. Pamiętam, że byli wtedy ludzie prowojenni, ale było też silne kierownictwo niemieckie i francuskie, które było odważne i w porę podjęło działania. W ten sposób uniknięto wojny i osiągnięto porozumienie mińskie. Rok temu Zachód zdecydował inaczej. Kiedy Rosja zaatakowała, Zachód nie wyizolował konfliktu, ale podniósł go do poziomu ogólnoeuropejskiego. Mógł zakwalifikować ją jako wojnę lokalną, regionalną lub jako konflikt zbrojny między dwoma państwami słowiańskimi, jak proponowały Węgry. To, co się stało, to kolejny argument przeciwko brukselskiemu superpaństwu na rzecz silnych państw narodowych. Kiedy państwa członkowskie decydowały, zapanował pokój; kiedy decydowało centrum imperialne, wybuchła wojna.

Panie i Panowie,

Spoglądając w przyszłość, pouczające jest również zwrócenie uwagi na to, jak straciliśmy naszych pro-pokojowych sojuszników. Rok temu nie byliśmy sami w obozie pokoju. Byli na przykład Niemcy, którzy nie dostarczali broni, tylko hełmy. Dla porównania, za kilka tygodni czołgi Leopard będą toczyć się na wschód przez ukraińską ziemię, w kierunku rosyjskiej granicy. Być może nawet stare mapy wciąż istnieją. Niemcy skręcili razem z innymi albo inni skręcili razem z Niemcami. W ten sposób obóz pokoju zniknął. Aż trudno uwierzyć, że Niemcy zrobili to z własnej woli. Dziś zachowują się tak, jakby zawsze były na pokładzie. Nowoczesna szkoła niemiecka: nie zmieniają po prostu stron, ale otwarcie ogłaszają, że prą prosto do przodu. Są dokładnymi ludźmi, a kiedy coś robią, robią to poważnie. A inne kraje uważały, że jeśli Niemcy nie będą w stanie oprzeć się tego rodzaju zewnętrznym naciskom, to raczej im też się to nie uda. I tak przedostali się z obozu pokoju do obozu wojny. Zatem zostało nas dwóch: Węgry i Watykan. Nie możemy narzekać na firmę, ale musimy zająć się poważnymi konsekwencjami.

Musimy uczciwie zmierzyć się z faktem, że wojna staje się coraz bardziej dzika i brutalna, więc lepiej bądźmy przygotowani na ton używany wobec nas coraz ostrzej i bardziej obraźliwie: prowokacje, obelgi, groźby i szantaż. Nie mogę obiecać, że będzie łatwo, ale mogę obiecać, że będziemy walczyć. Dawno już minęły czasy, kiedy podlegaliśmy presji dyplomatycznej, która nadal respektowała suwerenność. Gdzie są stare dobre czasy, kiedy w 2014 roku Hillary Clinton wysłała tylko jednego „dobrego przyjaciela”, aby przekonał Węgrów o błędzie w ich postępowaniu za pomocą antyrządowych protestów i kilku zakazów podróżowania? Dobrze wtedy manewrowaliśmy, nasze kalkulacje zadziałały i w postaci Donalda Trumpa przybyły przyjazne oddziały pomocy – na szczęście nie tutaj, ale w Waszyngtonie. Od tego czasu w Potomacu upłynęło sporo wody. Na szczęście Biały Dom zachował poczucie humoru i zamiast „dobrego przyjaciela” prezydent Biden przysłał nam „człowieka prasowego”, ambasadora, który ma zwiększyć na nas presję i zrobić wszystko, co trzeba, by przymusić Węgrów do obozu wojny: wycisnąć z nas oświadczenie, w którym zobowiązujemy się do przyłączenia. To dobrze, humor może pomóc przyjaźni przetrwać ciężkie czasy. Ale powinniśmy unikać możliwości, że następnym razem wyślą kogoś o nazwisku Puccini!

Panie i Panowie,

Widzimy, że w 2024 roku Ameryka będzie miała kolejne wybory, a nasi republikańscy przyjaciele napinają muskuły, przygotowując się na swój powrót. Spodziewam się też, że demokracja pokaże swoją siłę w Europie, że opinia publiczna będzie coraz bardziej pokojowa, domagając się zawieszenia broni, rozmów pokojowych, rozsądku i – jeśli to konieczne – nowych rządów. To nie będzie spacer po parku, ale wszystkie gładsze i spokojniejsze drogi prowadzą do wojny.

Panie i Panowie,

Nie mamy złudzeń, nie jesteśmy naiwni, nie jesteśmy też dziećmi-kwiatami roku 68 ani marzycielskimi pacyfistami. Wiemy, że negocjacje nie będą prowadzone między Ukraińcami i Rosjanami: pokój nadejdzie, gdy Amerykanie i Rosjanie będą negocjować ze sobą. To nieuchronnie nastąpi, ale im później to nastąpi, tym wyższą cenę wszyscy zapłacimy. Entuzjaści wojny uważają, że czas działa na korzyść Ukraińców i Zachodu, więc walka musi trwać: zmieni układ sił, nastąpi zwycięstwo nad Rosją, a zwycięstwo przyniesie pokój. Rząd Węgier uważa jednak, że dalsze walki nie przyniosą zwycięstwa i nie przyniosą pokoju, ale śmierć kolejnych setek tysięcy ludzi, pogłębiający się konflikt, kraje zaangażowane w otwartą wojnę, lata wojny, zniszczenia, cierpienia i zagrożenie wojny światowej. Więc my, Węgrzy, zostańmy w pokoju, ale niech minister obrony nie zasypuje gruszek w popiele. To wszystko, co mam do powiedzenia na temat wojny.

Panie i Panowie,

Jeśli chcemy walczyć z inflacją, musimy zacząć od zrozumienia. Dlaczego w całej Europie panuje inflacja? Bruksela zesłała na nas to nieszczęście, nakładając sankcje na energetykę. Choroba nazywa się inflacją sankcji, a wirusem są sankcje brukselskie. Sankcje są bronią w polityce wojennej Brukseli. Celują w Rosję, ale uderzają w Europę. Nie tak dawno Bruksela obiecała, że te sankcje zakończą wojnę. Minął rok, a koniec wojny nie jest coraz bliższy, ale coraz bardziej odległy. Obiecali też, że nie rozszerzą sankcji na energetykę. Ale potem to zrobili. Cena gazu ziemnego zwielokrotniła się, osiągając na koniec sierpnia 350 euro. To jest coś, czego nie odnotowano w żywej pamięci. Sytuacja się poprawiła, ale cena gazu ziemnego jest nadal kilkukrotnie wyższa od poziomu 20 euro sprzed dwóch lat. Co więcej, o czym mało kto wie, w Brukseli cena gazu była powiązana z ceną energii elektrycznej. Razem z Polakami protestowaliśmy, ale bezskutecznie. Wzrostowi cen gazu towarzyszył zatem natychmiast wzrost cen energii elektrycznej – nawet wtedy, gdy ta energia elektryczna nie jest wytwarzana przez turbiny gazowe, ale przez energię słoneczną, wiatrową, wodną, węglową lub jądrową. Z ekonomii wynika, że podwyżki cen energii podnoszą ceny wszystkich produktów. Jest to szczególnie prawdziwe, jeśli większość energii importujesz z zagranicy, tak jak robią to Węgry. Co więcej, okazało się, że nie pozbawiliśmy Rosji dochodów, ale daliśmy im więcej pieniędzy. W 2022 r. zyski światowego przemysłu naftowego i gazowego wzrosły o 70 procent, a gigantyczne korporacje nie odnowiły niczego ani nie wyprodukowały więcej: po prostu zgarnęły dodatkowy zysk z sankcji, za które musieli zapłacić Europejczycy. W 2022 r. sankcje wyjęły z kieszeni Węgrów cztery miliardy forintów. Cztery tysiące milionów forintów! Tyle więcej pieniędzy węgierskie firmy, państwo i rodziny na Węgrzech wydały na samą energię z powodu sankcji. Kwota ta mogła zostać wydana przez firmy na podwyżki płac, państwo na obniżki podatków lub wsparcie rodzin, a rodziny na zakup domu lub dzieci.

Po prostu stoi się pośród szklanych pałaców Brukseli, nie chcąc uwierzyć w to, co się tam dzieje. Musimy zmierzyć się z rzeczywistością: zamiast pomocy Bruksela nakłada na nas kolejne sankcje. Brukselska biurokracja, mając dobrze przemyślane złe intencje, nie dała Węgrom ani Polsce udziału w Europejskim Programie Odbudowy. W 2022 roku, w najtrudniejszym roku, nie otrzymaliśmy pieniędzy, które państwa członkowskie zaciągnęły jako wspólną pożyczkę, zgodnie z którą my, Węgrzy, będziemy musieli spłacić swój udział. Szukają gnid do wyłapania węgierskich rządów prawa, podczas gdy policyjna furgonetka jest w ciągłej gotowości pod budynkiem Parlamentu Europejskiego. W rzeczywistości to państwa członkowskie powinny monitorować Brukselę, a nie Bruksela monitorować państwa członkowskie. Mam nadzieję, że tak będzie po wyborach europejskich w 2024 roku. Jeśli Bruksela za wszelką cenę chce iść na wojnę, to powinna iść na wojnę z inflacją. Tak się nie robi. Ale nieustannie toczymy naszą własną wojnę z inflacją. Wprowadziliśmy już około dwudziestu działań mających na celu ochronę rodzin i firm.

Najważniejszą rzeczą, moi przyjaciele, jest teraz to, aby nie postrzegać inflacji jako plagi, przed którą nie da się uciec. I chociaż inflacja osiąga szczyt i jest dużym obciążeniem dla rodzin, nie powinna nas przerażać, nie powinna nas zmrozić i nie powinniśmy się z nią rezygnować. Trzeba działać, a to przyniesie efekty. Nauczyłem się od Sándora Demjána, że w czasach kryzysu nie ma czegoś takiego jak normatywność. Trzeba odważnie interweniować w gospodarkę. Właśnie to robimy, dlatego przeciętna rodzina oszczędza dziś 181 000 forintów miesięcznie na obniżonych rachunkach za media. To ewenement w skali całej Europy. Lewica wzywa do wycofania zamrożenia cen żywności, ale będzie ono obowiązywało, dopóki nie uda nam się obniżyć inflacji. O zniesienie zamrożenia detalicznych stóp procentowych nawołuje też lewica, co nie jest zaskoczeniem, wraz z bankami. Ale zamrożenie stóp procentowych chroni 350 000 rodzin przed podwyżkami stóp procentowych i dopóki stopy procentowe nie zaczną spadać, zamrożenie powinno zostać utrzymane. Zamiast go wycofywać, rozszerzyliśmy go na kredyty studenckie. Tak więc dzisiaj chronimy 200 000 studentów przed inflacją. Pożyczki studenckie są nieoprocentowane, a oprocentowanie darmowej pożyczki studenckiej wynosi połowę stawki rynkowej. A teraz wprowadzamy bilet ulgowy na przejazdy regionalne. Od 1 maja będziemy oferować bilety miesięczne ogólnokrajowe i regionalne ważne zarówno na przejazdy autobusowe, jak i kolejowe. Miesięczny bilet będzie kosztował 9 450 forintów, a miesięczny bilet ogólnokrajowy 18 900 forintów. Ci, którzy dojeżdżają do pracy komunikacją miejską, mogą sporo zaoszczędzić.

Panie i Panowie,

Wykucie dobrej tarczy – takiej, która może przejmować ciężkie ciosy – jest drogie. Dlatego nadzwyczajne zyski muszą być pobierane z miejsca ich wystąpienia. Opodatkowaliśmy banki, firmy energetyczne i międzynarodowe sieci handlowe. Zyski nieoczekiwane są przekazywane do funduszu w celu utrzymania cięć w rachunkach za usługi komunalne w gospodarstwach domowych.

Podsumowując, rok 2022 był rokiem, który mógł złamać kręgosłup węgierskiej gospodarki. Oczekiwali tego także oficjalni destruktorzy, szanowani byli prezesi banków centralnych i byli prawicowi ekonomiści, którzy już udzielali nam ostatniego namaszczenia. Bankructwa, bezrobocie, upadek waluty, niewypłacalność, Armageddon: to przewidziała lewica. Teraz, w lutym, zatrudnienie jest wyższe niż kiedykolwiek, rezerwy walutowe są na rekordowym poziomie, a forint się ustabilizował. Prawda jest taka, że obok i pomimo boleśnie wysokiej inflacji, w 2022 roku węgierska gospodarka pobiła trzy rekordy. Hat-trick. Mam nadzieję, że trener [Marco] Rossi słucha. Jeszcze nigdy na Węgrzech nie pracowało tak wielu ludzi. Nasz eksport bije rekordy, a na Węgrzech nigdy wcześniej nie było tak dużo inwestycji jak w 2022 roku. Dzięki temu mimo wysokich cen wciąż stoimy na nogach i dzięki temu w 2023 roku gospodarka nie stoi w miejscu. Inflacja jest jak tygrys, a masz tylko jeden nabój. Jeśli przegapisz, to cię zje. Proszę nam zaufać, trafimy w to. Można postawić na to: do końca roku będziemy mieli jednocyfrową inflację.

Drodzy przyjaciele,

Jak widać sytuacja jest poważna, ale nie beznadziejna – wręcz zachęcająca. Instynkt przetrwania Węgrów działa, widzą sprawy jasno i – jak pokazały konsultacje krajowe – panuje powszechna zgoda co do głównych celów. W tym miejscu dziś dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w konsultacjach krajowych. Trzymamy się z dala od wojny, Węgry pozostaną wyspą pokoju i bezpieczeństwa, pokonamy inflację – to jest zawsze zadanie rządu i nie będzie błędów. Ale jest jeszcze coś, czego rząd, jakkolwiek byłby pewny siebie, nie będzie w stanie zrobić sam. Wiesz, wszyscy słyszeli, jak podła rzecz wydarzyła się w jednej z naszych szkół. Nie można zrozumieć, dlaczego niebo nie upada, dlaczego ziemia się nie otwiera, aby pochłonąć tych, których miejsce jest pod nią.

Drodzy przyjaciele,

Powiedzmy, jak jest: pedofilii nie można wybaczyć. Dzieci są dla nas święte i obowiązkiem dorosłych jest ich ochrona za wszelką cenę. Nie obchodzi nas, że świat oszalał. Nie obchodzi nas, jakich odrażających czynów dopuszczają się niektórzy ludzie. Nie obchodzi nas, jak Bruksela usprawiedliwia i wyjaśnia niewytłumaczalne. To są Węgry! I właśnie tam powinien być najsurowszy system ochrony dzieci w Europie! Ustawodawstwo jest, a brakujące elementy zostaną stworzone, ale nawet najbardziej zdeterminowany rząd nie może sam odnieść sukcesu w tej sprawie. Będzie to wymagało działania wszystkich: rodziców, dziadków, matek i ojców, nauczycieli i wychowawców. Ponieważ propaganda płci to nie tylko zabawny kaprys, nie tylko tęczowa gadanina, ale największe zagrożenie prześladujące nasze dzieci. Chcemy, aby nasze dzieci zostały same, bo wystarczy! Na takie rzeczy nie ma miejsca na Węgrzech, a zwłaszcza w naszych szkołach. Liczę na was, liczymy na wszystkich Węgrów dobrej woli, abyśmy mogli wspólnie wykonać tę pracę raz na zawsze w 2023 roku.

Bóg ponad nami wszystkimi, Węgry przede wszystkim! Dalej, Węgry, dalej Węgrzy!

p.s. Skorygowane automatyczne tłumaczenie z wersji angielskiej

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *