Na antenie TVP wyemitowany został film „Świat bez fikcji – Nacjonalistyczna wizja. Węgry żegnają się z Europą”. Wyprodukowany przez austriacką telewizję publiczną w 2012 r. I utrzymany w charakterze dokumentu obraz jest skrajnie nieobiektywny. – Jego twórcy zapewne chcieliby, aby film był dokumentem, ale to produkcyjniak jak podobne z czasów PRL filmy propagandowe. Widać więc, że standardy takie są nadal stosowane, jeśli chodzi o przeciwników politycznych – mówi portalowi niezalezna.pl Wojciech Mucha, publicysta „Gazety Polskiej Codziennie”.
– Film jest całkowicie jednostronny i kłamliwy. Bazuje na wypowiedziach lewicowych polityków, w tym Ferenca Gyurcsány'ego, który okłamał naród węgierski. Ujawnieniu "taśm prawdy" spowodowało uliczne zamieszki w 2006 r. Gyurcsány przyznał tam, że wielokrotnie kłamał i jest odpowiedzialny za sytuację na Węgrzech. W filmie są też wypowiedzi unijnych polityków – wszystkie w tonie nieprzychylnym Orbánowi. Jest straszenie faszyzmem, wypowiedzi Żydów węgierskich, którzy mówią, że czują się zagrożeni. Są wypowiedzi Romów, którzy mówią, że muszą pracować, bo inaczej stracą zasiłek – jakby praca była czymś złym. Są i wypowiedzi emerytów, którzy żalą się, że mają tylko 250 euro emerytury (równowartość ok. 1 tys. zł), a znając ceny węgierskie nie jest to kwota najmniejsza. Jest to straszenie nadciągającym faszyzmem – tłumaczy Wojciech Mucha.
W filmie jest porównywanie Viktora Orbána do Jánosa Kádára – węgierskiego komunisty, sprawującego dyktatorską władzę na Węgrzech w latach 1956-1988 – z sugestią, że za Kádára było lepiej. Są też niedomówienia, z których wynika jakoby Orbán chciał zamknąć się na Europę.
„W 2010 r. w wyborach na Węgrzech prawicowy Fidesz zdobył niemal 2/3 głosów. Na czele rządu stanął Viktor Orbán. Nowy premier był zdeterminowany, by stworzyć fundament, na którym Węgrzy mogliby budować przyszłość. Jego zwolennicy są przekonani, że uda mu się odbudować gospodarkę i prestiż kraju, jeśli wyzwoli się z narzucanych przez Unię Europejską liberalnych rozwiązań ekonomicznych. Przeciwnicy Orbána uważają, że demontuje on demokrację. Dowodem na to mają być nowe prawo prasowe i zmiana konstytucji”– czytamy w opisie filmu.
Dlaczego TVP wyemitowała utrzymany w tonie propagandowego paszkwilu film akurat teraz, nie wiadomo. Według publicysty "GPC" może to być element długofalowej gry politycznej.
– Ostatnio na Węgrzech nie działo się nic takiego, co uzasadniałoby potrzebę nagłej emisji filmu, tym bardziej że TVP emitowała go już po raz drugi. Może wynika to z tego, że zbliżając się do eurowyborów, będziemy straszeni, że Prawo i Sprawiedliwość, które chce korzystać z polityki wewnętrznej, jaką prowadzi węgierska partia Fidesz, będzie dążyło do wprowadzenia dyktatury na styl orbanowski, tak jak to pokazała telewizja austriacka – dodaje Mucha.
Dodaj komentarz