Każdego roku Viktor Orbán przedstawia raport o stanie państwa. Tym razem premier Węgier podsumował miniony rok podczas przemówienia wygłoszonego 27 lutego w Budapeszcie. Poniżej prezentujemy zapis jego wystąpienia.
Serdecznie witam Szanownych Państwa, Panie i Panowie! Pani Dalmo [wdowa po prezydencie Mádlu]! Panie prezydencie Pálu Schmitt z Małżonką!
Dziękuję panu przewodniczącemu [zarządu Fundacji na Rzecz Obywatelskich Węgier] za zaproszenie. Z uwagą wysłuchałem słów powitania, wygłoszonych przez przewodniczącego Fundacji – Zoltána Baloga, ministra i mojego przyjaciela, a poza tym kalwińskiego duszpasterza. Wysłuchałem i będę do nich nawiązywał. Sytuacja, w której się teraz znajduję, jest dobrze znana. Mówca w takim momencie, zanim rozpocznie swoje przemówienie, chciałby wcześniej słuchaczom coś jeszcze powiedzieć. Pierwsza moja uwaga byłaby następująca.
Pan przewodniczący wspomniał o tych powierzchownych, rezonerskich analitykach, według których obywatelskie Węgry są tylko politycznym produktem, a to podkopuje zaufanie zwolenników naszej wspólnoty politycznej. Rozumiem ten niepokój, ale od duchownych Kościoła reformowanego – nie mówiąc już o ministrach – oczekuję więcej wiary w siebie.
Wszak wysoko wznosimy nasz sztandar, każdy go widzi. Każdy widzi, że jesteśmy wspólnotą partii ludowej, opierającej się na fundamentach chrześcijańskiej demokracji. Obywatelskie Węgry są ideą, gwiazdą przewodnią tej wspólnoty. Nie sądzę, by w ciągu najbliższych stu lat w tej kwestii miała nastąpić jakaś zmiana.
Pan przewodniczący wspomniał również, że rządzenie, które opiera się na fundamencie wartości narodowych i chrześcijańskich – jeśli dobrze go cytuję – nie jest kwestią o charakterze politycznym, lecz sprawą osobistą. Nie chodzi w nim o pozycję czy rangę, ani o przywileje czy uzależnienie od władzy. Warto, żebyśmy sobie o tym przypominali, będąc u władzy. To sprawa kluczowa. W naszych rządach to kwestia podstawowa.
Oczywiście, musimy zaraz zaznaczyć: jesteśmy tylko ludźmi. Nie jesteśmy święci, choć mamy się o to starać, co nie zaszkodzi nawet reformatom kalwinistom; mamy swoje interesy, skłonności, mamy też oczywiście swoje upodobania. Nasza praca nie jest doskonała, choć również i o to winniśmy się starać.
Jednak pomimo wszelkich ułomności i niedoskonałości, w jednej rzeczy nie możemy zbłądzić: żadne osobiste ambicje, żadne jednostkowe ani grupowe interesy nie mogą wznieść się ponad interes ojczyzny, ponad służbę dla niej. To coś więcej niż poszanowanie prawa. Tu chodzi o coś mocniejszego niż przysięga złożona na Konstytucję. Tak, jak określił to pan przewodniczący, tu chodzi o sprawę osobistą, sprawę honoru, a jednocześnie o fundament prowadzenia polityki przez chrześcijańską demokrację.
W tym miejscu narzuca się pewna rada, ważna dla każdego polityka wyznającego idee chrześcijańskiej demokracji. Przytaczam: „Nie troszczcie się o to, czy Bóg jest z wami, ale o to, czy wy jesteście z Nim”. Życzę wiele sukcesów nam wszystkim!
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Jesteśmy tu zgromadzeni w sali centrum konferencyjnego Várkert Bazár [w parku zamkowym], jednego z najciekawszych, najbardziej szczególnych kompleksów architektonicznych kraju. Wszyscy wiedzą, jak wyglądał ten kompleks jeszcze parę lat temu: opuszczony, zamieniający się w ruinę, skazany na wyniszczenie – nie było tu nic innego, jak tylko gruz, chwasty i wstyd. W końcu, po wielu latach bezradności, zrodziła się odważna decyzja. To, co przez dekady podlegało tylko zniszczeniu i ruinie, lśni teraz na nowo dawnym blaskiem. Kompleks Várkert Bazár może stanowić symbol naszych rządów.
Szanowni, Panie i Panowie!
Dziś w pierwszym rzędzie chciałbym powiedzieć Państwu o tym, że cywilizacja europejska, Europejczycy, a szczególnie europejscy przywódcy stają wobec kłębowiska pytań. Śledząc życie polityczne Europy wyczuwam, że nie tylko brak na nie zadowalających odpowiedzi, lecz nawet nie jestem pewien tego, czy w ogóle zrozumieliśmy pytania, które nam zadają nasze czasy.
Oto pierwsze z nich. Czy epoka, w której tu i teraz znajdują się Europejczycy, to jeszcze ten sam okres kryzysu, rozpoczętego w 2008 roku, czy też żyjemy już w nowym świecie, powstałym po tym kryzysie finansowym? To nie wszystko jedno! Nie wszystko jedno, czy możemy żywić nadzieję, że to jeszcze epoka kryzysu, po której życie w Europie będzie mogło powrócić do przedkryzysowego porządku, który dziś już wydaje porządkiem czasów pokojowego dobrobytu? Czy też musimy się pogodzić z faktem, że to już inny świat, twardy, nieprzyjazny, i jeśli szybko czegoś nie zrobimy, to boleśnie zdewaluuje nasz stary, dobry kontynent. A jeśli sprawa tak się ma, to na darmo przestrzenie wolności europejskiej egzystencji, na darmo kuszący i budzący zazdrość styl życia, na darmo wspaniały skarbiec kultury – albowiem w wielkim światowym biegu konkurencyjności nasza Europa zostaje nieodwracalnie zepchnięta na boczny tor.
25 lat po cudzie roku 1990 we wschodniej części Europy słychać szczęk oręża. Na Południu drenażowe gospodarcze pakiety ratunkowe wywołują wzrost nastrojów anarchistycznych i wrogich Unii Europejskiej; jedna po drugiej pojawiają się skrajne, budzące niepokój partie. W zachodniej połowie kontynentu organizacje terrorystyczne rekrutują swych bojowników spośród żyjących tam imigrantów, a w tym samym czasie południowe granice Unii, w tym i nasze, zalewane są falami współczesnej wędrówki ludów, na co bezradnie patrzą coraz bardziej sfrustrowane państwa oraz ich rządy. Wszystko to dzieje się w takiej sytuacji gospodarczej, w której miliony obywateli Europy Zachodniej są przekonane, że muszą coraz więcej pracować za coraz mniejsze wynagrodzenie, jeśli w ogóle są w stanie utrzymać swoje miejsca pracy.
Europa zderza się z pytaniami, na które nie da się już znaleźć odpowiedzi w ramach liberalnego multikulturalizmu. Czy możemy przyjąć ludzi, spośród których wielu nie chce zaakceptować europejskiej kultury lub też z góry przybywa z intencją jej zniszczenia? W jaki sposób utraciliśmy i jak możemy odzyskać wspólną europejską ojczyznę, którą jest w stanie zaaprobować każdy naród Unii, Grecy i Niemcy jednocześnie?
Czy jesteśmy w stanie zatrzymać powrót upiorów zimnej wojny i tego, by oddalająca się od Europy Rosja ponownie stała się naszym wrogiem? A czy my, Węgrzy, jesteśmy w stanie stanąć w obronie niepodległości Ukrainy, bezpieczeństwa zakarpackich Węgrów, energetycznego bezpieczeństwa Węgier i naszych interesów gospodarczych jednocześnie?
Szanowni Państwo!
Naszym obowiązkiem, jako węgierskiego rządu powstałego w drodze wyborów, jest dać naszą własną odpowiedź, odpowiedź kraju, który jest członkiem NATO i Unii Europejskiej. Węgry muszą tak stawiać kroki, by móc pozostać miejscem bezpiecznym i pewnym w tym niepewnym świecie. Nasze odpowiedzi muszą być takie, byśmy mogli obronić nasze osiągnięcia, do których doszliśmy własnym potem i ciężką pracą oraz byśmy tym samym mogli stworzyć możliwości samorealizacji dla jeszcze większej liczby Węgrów.
Do tego wszystkiego, moi Drodzy Przyjaciele, Szanowni Panie i Panowie, potrzebna jest suwerenna i przejawiająca własną inicjatywę polityka zagraniczna. Suwerenna polityka zagraniczna ma swoje warunki, wymaga albo poważnej armii, albo osiągnięć gospodarczych; oczywiście, najlepiej gdy oba czynniki występują jednocześnie. Rozmiar i uzbrojenie naszej armii nie pozwalają na prowadzenie w oparciu o nią suwerennej węgierskiej polityki zagranicznej. Choć trzeba sobie uświadomić, że w Europie Środkowej na nowo rozpoczął się proces uzbrajania się. W roku 2010 zaś walczyliśmy o gospodarcze przetrwanie i wyjście z kryzysu gospodarczego, co pochłonęło wszystkie nasze siły.
Dlatego w 2010 roku mogliśmy prowadzić tylko taką politykę zagraniczną, która miała charakter dostosowawczy i naśladowczy, polegającą na pozostawaniu w tzw. głównym nurcie. Mogliśmy oczekiwać tylko tego, by od zewnątrz obroniła ona nasze działania na rzecz odzyskania gospodarczej samodzielności, odnowy i reorganizacji kraju. Tę misję, pod przewodnictwem [ministra] Jánosa Martonyiego, wypełniliśmy. Za to należą się mu podziękowania!
W roku 2014 sytuacja się zmieniła. Węgry zapisały kartę historii gospodarczego sukcesu, co powoli znajduje uznanie również w Europie. Nie możemy dalej spoza boiska obserwować, jak inni za nas kształtują naszą przyszłość. Dlatego ogłosiliśmy nową doktrynę, rozpoczęliśmy inicjatywną politykę zagraniczną. Przeprowadziliśmy stosowne zmiany organizacyjne i personalne, w centrum umieściliśmy zagraniczne stosunki gospodarcze, młodych, zdolnych ludzi z ambicjami rzuciliśmy na głęboką wodę. Starsi do udzielania rad, a młodzi do walki!
Wielu oczywiście zdumiewa ta suwerenna i pełna własnej inicjatywy polityka zagraniczna, zadziwia nasza nowa i samodzielna polityka europejska. Zdumiewa fakt, że oto zakończył się okres polityki braku zaangażowania i defensywy. Naturalnie, rzeczą oczywistą jest, że również w polityce zagranicznej ważne jest umiarkowanie, zwłaszcza w niej. Musimy wiedzieć, gdzie są nasze granice, byśmy nie skończyli jak Tygrys z „Kubusia Puchatka“, który przebrał miarę w podskakiwaniu.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Zaobserwowałem, że wcześniej często albo baliśmy się zagranicy, albo patrzyliśmy na nią z góry. Taki sposób myślenia i taki instynkt nie są godne Węgier, które wkrótce ponownie staną się liderem Europy Środkowej, i na które coraz pewniej można spoglądać jako na przykład sukcesu samodzielnej i odważnej polityki gospodarczej. Czas, byśmy nauczyli się traktować zagranicę jako równorzędnego partnera i tak też się czuć wobec niej.
Nie bójmy się walczyć o własną rację. Uwierzcie, Państwo, świat to doceni, spotka się to z uznaniem. Tylko w tym miesiącu nasz kraj odwiedził jeden prezydent, trzech premierów i dziewięciu ministrów spraw zagranicznych. Mieli swoje powody, by tu przyjechać, gdyż przywróciliśmy Węgry na polityczną mapę Europy. Socjaliści i liberałowie nazywają to wyizolowaniem w polityce zagranicznej.
Szanowni, Panie i Panowie!
Węgry w roku 2010 odpowiedziały na najważniejsze europejskie pytania. My już od 2010 roku żyjemy w tej przyszłości, do której wielu dopiero teraz wyrusza lub wcześniej czy później będzie się o to starało. Europa dziś jeszcze otacza się fosami politycznej poprawności, obmurowuje licznymi tabu i dogmatami. W przeciwieństwie do nich my dostrzegliśmy, że stary, przedkryzysowy świat już nie powróci.
Są rzeczy, które warto zachować z poprzedniej epoki, na przykład demokrację, i to w formie, w miarę możności, pozbawionej dodatkowych określeń. Trzeba zaś pożegnać się z tym wszystkim, co się nie sprawdziło, więcej – co poniosło klęskę. Trzeba to odrzucić, zanim zostaniemy przez to pogrzebani. My wybraliśmy przyszłość. Kto nie dokonuje wyborów, za tego wyboru dokonają okoliczności. Kto nie podejmuje decyzji, za tego zadecydują inni.
Dlatego też odrzuciliśmy neoliberalną politykę gospodarczą – być może w ostatniej godzinie. Odstawiliśmy politykę zaciskania pasa, unikając w ostatniej chwili losu Grecji. Pożegnaliśmy się z fałszywą ideą społeczeństwa multikulturowego, zanim uczyniłaby z Węgier obóz uchodźców. Odrzuciliśmy też liberalną politykę społeczną, która nie uznaje dobra wspólnego i odrzuca chrześcijańską kulturę, czyli jedyny naturalny fundament europejskiej organizacji społeczeństwa. Odrzuciliśmy również dogmat politycznej poprawności. Naraziliśmy się przez to wszystko na wiele niegodnych ataków i oskarżeń.
Uważam, że Węgier ze swojej natury jest politycznie niepoprawny, co znaczy, iż nie utracił jeszcze zdrowego rozsądku. Nie interesuje go gadanie, tylko fakty, pragnie wyników, nie teorii, chce pracy i tanich kosztów utrzymania, nie daje się nabrać na pseudozasadę, że bezrobocie jest naturalną częścią nowoczesnej gospodarki.
Chce się wyzwolić ze współczesnego niewolnictwa bankowego, do którego doprowadziły go kredyty dewizowe. Nie chce w swojej ojczyźnie tłumu ludzi z innych kultur i obyczajów, którzy są niezdolni do przystosowania się, stanowią zagrożenie dla porządku publicznego, dla jego miejsca pracy i utrzymania.
Oczywiście, nie powinniśmy być niesprawiedliwi wobec liberalnych ideałów, gdyż po roku 1990 przyczyniły się one do wielu dobrodziejstw dla Węgier, o które my sami też walczyliśmy. Czasy się jednak zmieniły, a my nie możemy być ślepi. Już György Bencze [liberalny filozof węgierski żydowskiego pochodzenia] nauczył nas tego, czego teraz doświadczamy każdego dnia na własnej skórze. To on powiedział nam, że liberałowie są bardzo tolerancyjni, i tylko w stosunku do faszystów są nieprzejednani. A że poza nimi wszyscy są faszystami…?
Oni nic nie mogą na to poradzić. Tak więc musimy przyjąć do wiadomości, że liberalna polityka zna tylko dwa rodzaje poglądów: po pierwsze – swój własny, po drugie – niesłuszny. Zapewne Państwo również jeszcze dobrze pamiętacie, że tak to było, tak to właśnie wyglądało, i wyciągnięte stąd wnioski doprowadziły nas do tego, że w roku 2010 Węgry podjęły nowy kierunek i nastała epoka polityki opartej na interesie narodowym.
Szanowni Państwo!
Każdy naród z płótna własnej historii stara się skroić taki model swego życia społecznego i gospodarczego, jaki będzie najbardziej odpowiedni dla jego typu. Znamy model fiński, austriacki, znamy też model bawarski. My też staramy się wypracować własny. Czy wszystko to, czego dokonaliśmy w ciągu pięciu lat, zasłuży na miano węgierskiego modelu, tego jeszcze wiedzieć nie możemy. Gdy przyjdzie czas, określą to nasi następcy.
Są jednak fakty, ważne fakty, osiągnięcia, które dają do myślenia, a nawet pewien dorobek, i wszystko to zachęca nas do dalszej pracy. Współczesny świat za prawdziwie rozstrzygające uważa fakty gospodarcze. Być może ma rację, ja jednak za ważniejsze uważam fakty związane z życiem. Na pierwszym zaś miejscu to, co zadecyduje o naszym biologicznym przeżyciu i trwaniu.
Drodzy Przyjaciele!
Życie na Węgrzech stawia przed nami fakty, które zaskakują nawet największych optymistów. W zeszłym roku przyszło na świat więcej dzieci, niż w którymkolwiek roku w ciągu ostatnich pięciu lat. Wskaźnik dzietności, czyli statystyczna średnia liczby dzieci w rodzinie, w roku 2014 wyniósł 1,41, co stanowi najlepszy wynik od roku 1997, choć to wciąż zbyt mało. Od roku 2010 sukcesywnie wzrasta liczba zawartych małżeństw, tylko w roku 2014 wzrosła o 9 proc. Dla przypomnienia: w latach 2002-2010 liczba zawieranych na Węgrzech małżeństw spadła o 23 proc.
Moi Drodzy Przyjaciele!
Liczba rozwodów w latach 2010-2013 spadła o 15 proc. Liczba aborcji sukcesywnie spada, od roku 2010 o 20 proc. Od 1954 roku liczba aborcji nie była tak niska, choć trzeba przyznać, że to wciąż dużo. Do tego dochodzi fakt, że od 1974 roku liczba zgonów nie była tak niska jak obecnie. W 2014 roku, w porównaniu z rokiem 2010, odeszło od nas o 4300 ludzi mniej.
W tle przytoczonych danych odnajdziemy rodzinne ulgi podatkowe, dodatkowe zasiłki wychowawcze, ulgi na zakup mieszkania, o 25 proc. więcej miejsc w żłobkach oraz projekt ochrony miejsc pracy. Nasi krytycy powiedzą oczywiście, że rząd nie ma z tym nic wspólnego. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że gdy coś na Węgrzech się psuje, to jest to nasza wina, a gdy coś zaczyna się poprawiać, to dzieje się to już bez naszego udziału. Lecz nie to jest najważniejsze, w końcu rządzenie to nie konkurs próżności.
A jeśli dla kogoś próżność jest mimo wszystko ważna, to niech to swoją „hybris“ [po grecku pycha] trzyma na wodzy. Istotne jest to, że w końcu możemy mieć nadzieję, iż Węgrzy pokładają więcej ufności w przyszłość i że wzrosła w ich oczach wartość życia. Panie przewodniczący, znów uczyniliśmy jeden krok w stronę obywatelskich Węgier.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Zagranica długo nie mogła się zdecydować, czy idące własną drogą Węgry uważać za czarną owcę, czy też uznać je za przykład europejskiego sukcesu. Nijak nie podobało się docenić osiągnięć Węgier, które nie przyjęły cudownych porad płynących z zagranicy. Analitycy raz tak, raz siak drapali się w głowę, każde oryginalne węgierskie rozwiązanie otrzymywało przynajmniej dziesięć krytyk, ale jak mawia stary seklerski góral: „Tyle się należy“.
Tak to się działo aż do ostatniego czasu, gdy wraz z przeforintowaniem kredytów dewizowych, uratowaliśmy jednocześnie kredytobiorców i system bankowy. Podziękowania za to należą się Györgyowi Matolcsyemu, szefowi banku narodowego! Dziś już w stolicach świata za naturalne uważa się, iż Węgrzy raz po raz toczą bitwy o niezależność. Oczywiście, oni nie cieszą się z tego, ale pojęli, że Węgrzy wszystko robią inaczej. Ten typ tak ma, taka już ich uroda. Tak mniej więcej można opisać sytuację, w której się znajdujemy.
Ludzie z zagranicy widzą, że choć jesteśmy ludem niespokojnym, który w dodatku co i rusz lata do Brukseli, by denuncjować własny rząd, to przynajmniej w końcu sam rozwiązuje swoje problemy. Prawdą jest, że lud ten z trudem znosi podwójne miary, z tego powodu czasem ogarnia ich szał, lecz cóż, każdy ma jakąś manię. Węgrzy przynajmniej nie proszą o ulgi czy wyjątki w przestrzeganiu powszechnych zasad, nie liczą na niemieckie pieniądze i w końcu osiągają oczekiwane efekty gospodarcze.
Rzeczywiście, Szanowni, Panie i Panowie, wartość płac od dwóch lat systematycznie wzrasta. W 2014 roku podniosła się o 4 proc. Zatrudnienie bije rekordy. W zeszłym roku pracowało o 210 tys. osób więcej niż w roku poprzednim, zaś od 2010 roku pracuje więcej o 455 tys. ludzi. Właśnie dziś ogłoszono, że Opel w roku bieżącym zatrudni 500 nowych pracowników, zaś w Szolnoku, w nowym zakładzie w krótkim czasie zostanie zatrudnionych 500, a w dalszej perspektywie 1000 ludzi.
Dodatkowo, w 2014 roku dzięki ulgom rodzinnym oraz ulgom w płaceniu składek okołopłacowych w portfelach węgierskich rodzin pozostało 236 miliardów forintów. W tym samym czasie wzrosły przychody z wszelkich rodzajów podatków. Wygląda na to, że w końcu ukrywanie przychodów przestało być modne i nie opłaca się ich ukrywać.
Wraz z wycofaniem kredytów dewizowych przeforintowaliśmy pożyczki o wartości 3,6 miliarda forintów, tym samym obroniliśmy pół miliona rodzin i zażegnaliśmy katastrofę krajowego systemu finansowego, zaś rodziny uchroniliśmy przed nowymi należnościami kredytowymi, które wyniosłyby łącznie 700 miliardów forintów.
Jest jeszcze coś, co wszystkich w oczy kole: wzrost węgierskiej gospodarki w 2014 o 3,5 proc. To sporo więcej niż przeciętna krajów Unii Europejskiej. Dzięki temu w Europie znaleźliśmy się wśród prowadzących.
Zatrzymaliśmy też wzrost cen. W istocie i w ogólności nie podniosły się one, co nie miało miejsca od lat sześćdziesiątych. To oznacza, że osoby w wieku poniżej 50 lat pierwszy raz w życiu doświadczyły czegoś takiego. Każdy wie, że inflacja to ukryty podatek obciążający ubogich, tak więc niska inflacja to zysk najuboższych.
Moi Drodzy Przyjaciele!
Wzrosła również wartość majątku pieniężnego Węgrów. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale na Węgrzech wartość tego majątku wynosi 27.910 miliardów forintów. Zaczęliśmy też w końcu sami kupować państwowe papiery wartościowe i tym sposobem wartość całości długu, będąca u właścicieli krajowych, wzrosła do 48 proc. – czyli taka część długu państwa jest w węgierskich rękach.
Dla mnie szczególnie ważne jest to, co stało się z emeryturami. W 2010 roku osobiście zobowiązałem się do obrony ich wartości. Udało się to spełnić, co więcej – w latach 2011-2014 emerytury wzrosły łącznie o 19 proc. To oznacza, że jesteśmy już blisko wartości tzw. trzynastej emerytury, którą zabrał emerytom jeszcze rząd Bajnaiego. Inaczej mówiąc, możemy mieć nadzieję, że wkrótce odzyskają oni to, czego pozbawił ich rząd socjalistów.
Nasz rząd szanuje czterdziestoletnią pracę kobiet, mówiliśmy o tym w czasie wyborów roku 2010, i w zeszłym roku 120 tys. kobiet w ten sposób otrzymało emeryturę. Mam nadzieję, że tym samym tyle samo rodzin zostało wspartych przez babcie mogące pomagać dzieciom.
Obroty handlowe w roku minionym wzrosły w takim stopniu ostatnio w 2004 roku – o 5,2 proc. Na koniec wspomnę o turystyce, która także miała znaczący wynik: w ciągu jednego roku liczba przyjeżdżających wzrosła o 13 proc., gdy tymczasem w Europie Środkowej zanotowano spadki. Węgierski wzrost jest trzykrotnie większy od średniej unijnej. A to, co najważniejsze dla przyszłości – inwestycje wzrosły o 14 proc., czego nie było od 17 lat. Rzecz jasna, można przerzucać dane, wyliczać sukcesy, ale skromność nie zaszkodzi, byśmy nie wzorowali się na wujaszku Mózsi, starym, dobrym seklerskim góralu, który na pytanie, czy to prawda, że zna się na wszystkim, odpowiedział: „Na wszystkim też“.
Cóż, Szanowni, Panie i Panowie!
Pewnego razu zapytałem premiera Erdogana, dlaczego spory wokół Turcji są tak głośne. To było podchwytliwe pytanie, ale Państwo na pewno to wyczuwacie. Erdogan odpowiedział, że zagranica, nawet największe kraje, muszą zrozumieć, iż Turcy chcą tylko jednego – oni też chcą być paszami w swoim własnym kraju.
To trafne sformułowanie narodowej niezawisłości. Nie możemy odnosić sukcesów, co gorsza – możemy być tylko sługami w naszej własnej ojczyźnie, jeśli nie będziemy posiadali suwerenności. Narodowa suwerenność to sprawa fundamentalna. Suwerenność narodu daje mu lepsze życie, dlatego suwerenność jest naszym podstawowym egzystencjalnym interesem.
Szanowni Państwo!
Spoglądając na osiągnięcia węgierskiej gospodarki w szerszym horyzoncie, możemy dostrzec ciekawą rzecz. Analizując naszą gospodarkę w świetle półwiecza lat 1960-2010, stwierdzamy, że była ona zdolna do szybkiego rozwoju tylko przy znaczącym zadłużaniu się z zewnątrz. Historyczne znaczenie dzisiejszych wyników Węgrów kryje się w tym, że wzrost, rozpoczęty w roku 2014, nie tylko nie zepsuł naszego bilansu w handlu zagranicznym, lecz jego nadwyżka nawet wręcz wzrosła na naszą korzyść. Innymi słowy, upraszczając: po wielu dekadach, a może nawet pierwszy raz od stu lat węgierska gospodarka wzrasta nie z zadłużenia, nie z branych za granicą kredytów. To prawdziwy gospodarczy przełom. A idzie tu o wiele więcej niż tylko o dobre zarządzanie, które nie wystarczyłoby do osiągnięcia przełomu.
Szanowni, Panie i Panowie!
Tu i teraz naród osiągnął dojrzałość. Stał się dojrzały w sensie finansowym. Zarówno państwo, jak i przedsiębiorstwa oraz gospodarstwa domowe zaczęły postępować tak, jak to przystoi odpowiedzialnemu i dorosłemu człowiekowi. Dogłębnie analizują sytuację i podejmują rozumne decyzje, które realizują w sposób zdyscyplinowany. Możemy to po prostu określić mianem solidarności – solidarności budowanej na wspólnym zaufaniu. Dzięki niej uniknęliśmy najgorszego i dzięki niej uprawniony jest nasz apetyt na dalsze sukcesy. Oczywiście, w opinii opozycji, jeśli nawet część tych gospodarczych wieści jest prawdą, to rząd nie ma z tym wiele wspólnego, po prostu miał szczęście.
Są jednak też krytyki, które trzeba potraktować poważniej. Niektórzy uważają, że pewne narzędzia mają charakter tylko przejściowy – np. podatki nałożone na określone sektory – i z tego powodu dzisiejszego sukcesu nie można będzie utrzymać. My zaś uważamy, że po naprawieniu finansów przyszła gospodarcza restrukturyzacja i reorganizacja, po nich nastąpił rozwojowy przełom, który przyniósł budżetowi nowe przychody, zmniejszają się koszty oprocentowania zadłużenia, jednocześnie wzrasta zatrudnienie, a wszystko to w dłuższej perspektywie umożliwi utrzymanie systemu lub – jak oni mówią – utrzymanie kursu. To wszystko jest dobrą wiadomością, lecz irytuje partie opozycyjne, gdyż gasi ich nadzieje na władzę i skazuje je na to, że jeszcze długo w sali balowej będą sprzedawać pietruszkę.
Szanowni Państwo!
A teraz chciałbym powiedzieć, jaki nasz rząd stawia sobie cel na pozostałe trzy lata tej kadencji, jaki jest sens tej kadencji, jaka jest nasza misja. Inaczej mówiąc: o co walczymy? Oczywiście poza tym, by socjaliści nie powrócili do władzy i by nie trzeba było wszystkiego zaczynać od początku, co już przerabialiśmy, kosztem potu i łez.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
My pragniemy kraju, w którym każdy odnosi sukces, a dziś jeszcze nie każdy tego doświadcza. Jest bardzo duża grupa ludzi, którym jeszcze do tego daleko. Nazywano ich już ofiarami transformacji systemowej, ludźmi żyjącymi tylko z płacy czy z pensji lub najemnikami. Osobiście określam ich jako ludzi ciężko pracujących.
Najbliższe lata powinny być poświęcone właśnie tym, ciężko pracującym każdego dnia ludziom i ich rodzinom. Na ich rzecz sporo już uczyniliśmy, ale potrzeba jeszcze więcej. Teraz trzeba wspierać tych, którzy nie tylko kochają Węgry, ale dla nich pracują i chcą pracować. Trzeba z ich drogi usunąć wszelkie przeszkody. Węgierskie społeczeństwo nigdy więcej nie może być jak dom, w którym między piętrami nie można się przemieszczać, bo winda jest zepsuta, a klatka schodowa zawalona.
Jeśli tak jest, to musimy ją odbudować lub przynajmniej postawić drabinę dla tych, którzy chcą się wspiąć wyżej. Mówię teraz o tych, którzy dzień w dzień ciężko pracują, by utrzymać swoją rodzinę, zapłacić rachunki i podatki, uczciwie wychować swoje dzieci. Mówię o tych, bez których kraj nigdy nie będzie mógł do niczego dojść. Podejmiemy takie decyzje, które tym ludziom ułatwią życie.
Chcemy, by każdy, kto pracuje, mógł coraz łatwiej się utrzymać ze swojej pracy. Chcemy, by ludzie widzieli nie tylko potrzebę własnej pracy, ale również jej sens, tak by mogli planować w dłuższej perspektywie. Dlatego wzrośnie ulga podatkowa na dwójkę dzieci, dlatego rusza program tworzenia domu, dlatego po pedagogach przygotujemy „model kariery zawodowej” dla policji, wojska oraz dla pracowników państwowych.
Dlatego zwiększamy płace lekarzom rodzinnym. Dlatego budowane są nowe przedszkola i dlatego wprowadzony zostanie nowy system kształcenia zawodowego. Dlatego też nasze dzieci otrzymają w szkołach darmowe posiłki. I dlatego wreszcie staramy się doprowadzić do końca długofalowy program wzrostu płac, prowadząc rozmowy w pracodawcami i pracownikami. Ufam, że izby przedsiębiorców i związki zawodowe będą do tego zdolne. Oczywiście, trzeba będzie je ochraniać. Mamy już w tym poważne doświadczenia.
Trzeba obronić ciężko pracujących Węgrów, by nie zostali wykorzystani i oszukani. Obronimy ich przed tymi, którzy chcą nadużyć swej przewagi siłowej oraz przed tymi, którzy chcą się wzbogacić na pracownikach, zabierając im to, co oni wypracowali. Dlatego doprowadzimy do końca rozliczanie banków, obronimy obniżki cen energii i utrzymania, również wobec takich zawoalowanych brukselskich intencji, jakie ukryto w aktualnie przedstawionych planach unii energetycznej.
To nasza misja na najbliższe lata. Mogę ją również wyrazić w ten sposób, że trzeba wprowadzić setki tysięcy ciężko pracujących Węgrów do obywatelskiego społeczeństwa, dla nich i dla ich dzieci trzeba zrobić miejsce w świecie Węgrów odnoszących sukces.
Ale, Szanowni Państwo, nie można tego robić tak, jak to mają w zwyczaju socjaliści: nabiorą pełen wóz kredytów, pieniądze rozdadzą w postaci zapomóg lub jednorazowych podwyżek płac, jak to zrobili w 2003 roku, i w ten sposób rozkładają narodową gospodarkę. My możemy wspierać rzeczywisty postęp tych, którzy są w tyle, tylko zachowując wzrost gospodarczy, przy jednoczesnym poprawianiu naszej konkurencyjności.
Znamy opinię temu przeciwną, twierdzącą, że to prawie niemożliwe, gdyż w gospodarkach rozwiniętych wszystko zmierza właśnie w kierunku odwrotnym. Ci, którzy są na górze, wznoszą się na jeszcze wyższy poziom, a ci, którzy są na dole, spadają jeszcze niżej. Może tak dzieje się u nich, ja jednak mam pewien ukryty przykład, osobę będącą dla mnie wzorem, którym posługuję się jako argumentem decydującym, jak asem atutowym.
To pewna Węgierka, pani stomatolog, bynajmniej nie nastolatka, tylko matka trójki dzieci, która już kilka razy przebiegła liczący 245 km ultramaraton z Aten do Sparty, pobijając światowy rekord. To nie zawodowa atletka, lecz matka trojga dzieci, węgierska dentystka. Przekładając to na węgierską politykę oznacza to, że u nas „niemożliwe” nie jest uważane za istniejący fakt, lecz tylko za czyjeś mniemanie.
Można oczywiście zauważyć, że praca, którą musimy wykonać, to rzecz o wiele bardziej skomplikowana niż całkowicie wyczerpujący bieg. Jest i w tym prawda. Kiedyś zapytano Jana Sebastiana Bacha, jak potrafi grać na tak skomplikowanym instrumencie, jakim są organy. „Dlaczego skomplikowanym?“, oparł mistrz, dodając: „Trzeba tylko wiedzieć, kiedy nacisnąć który klawisz, a dźwięk sam wychodzi.“ Tak więc tyle o naszych szansach.
Moi Szanowni, Panie i Panowie!
Muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Uważam, że obowiązkiem rządu jest przygotowanie Węgier nie tylko na jutro, lecz także na pojutrze. Węgry muszą się przygotować na nieuchronne zmiany klimatyczne, muszą się przygotować na nową falę przełomów technologicznych, w tym na nowe osiągnięcia medycyny genetycznej, które odtrąbił Londyn w ostatnich dniach.
Musimy pamiętać, że rewolucja przemysłowa postępowała powolnymi falami, rewolucja technologiczna zaś jest jak fala powodziowa. Każdej gałęzi przemysłu narzuca konieczność całkowitej transformacji. Pozostaje faktem, że najlepiej na skutki zmian technologicznych wpływać potrafią rządy państw.
W związku z tym rządy, a więc i rząd węgierski, muszą stać na czele zmian, by zachęcać sektor prywatny do kreatywności i innowacyjności, przy jednoczesnym zapewnieniu obywatelom dostępu do narzędzi potrzebnych w wyścigu konkurencyjności. Kierowanie pracami nad tym nasz rząd powierzył panu profesorowi Józsefowi Pálinkásowi. My sami nie, ale nasza przyszłość jest na pewno w jego rękach.
Panie i Panowie!
Na zakończenie jeszcze pewna rzecz, która daje do myślenia. Niewiele ponad tydzień temu w jednym w okręgów odbyły się wybory uzupełniające do parlamentu. Gładko je przegraliśmy. Od dłuższego czasu nic takiego nam się nie przydarzyło. Moglibyśmy spojrzeć na wynik od strony pozytywnej: oto kandydat niezależny zwyciężył w starciu z rządzącą partią, posiadającą większość konstytucyjną (2/3), co oznacza, że ustawa o ordynacji wyborczej jest dobra, dobrze działa, dając szansę kandydatowi słabszemu.
Nie może też być większego problemu z demokracją, jeśli coś takiego może się zdarzyć, nie mówiąc już o wolności mediów, bez której jakże mógłby wygrać „niezależny socjalistyczny“ kandydat? Na dodatek straciliśmy większość 2/3, towarzysze z Zachodu mogą w końcu odetchnąć, widząc, że jesteśmy dobrymi demokratami, bo tam dobry demokrata to ten, który przegrywa, a jeśli nawet wygrywa, musi być słaby. To nie żart, a raczej – mówiąc stosownie do sytuacji – to „gotowy żart” [aluzja do nazwiska lewicowego polityka, który zwyciężył w Veszprém, o nazwisku Kész, czyli „Gotowy“]. Jednak gdybyśmy z tej przegranej tylko tyle widzieli, tylko tyle zrozumieli, to nie bylibyśmy szczerzy ani wobec ludzi nas popierających, ani wobec samych siebie.
Zauważam, że część naszych wyborców – i musimy potraktować to bardzo poważnie, bo to niemała część – nie stanęła przy nas. Z całą pewnością są z nas niezadowoleni. Sam słyszałem opinie mówiące, że rząd nie zachował właściwych proporcji pomiędzy sporem, porozumieniem i ugodą a działaniem. Prawdopodobnie w przyszłości potrzeba będzie więcej rozmów i konsultacji. Lecz kryje się w tym chyba jeszcze coś innego. Chyba za mało walczyliśmy, a przynajmniej nie walczyliśmy wystarczająco dobrze.
To, co powiedziałem powyżej, było jeszcze zrozumiałe i możliwe do przyjęcia. Wszyscy uważalibyśmy za naturalne, pożądane i – przyznajmy szczerze – za wygodne, gdyby po drugim wielkim zwycięstwie wyborczym przyszedł okres wytchnienia. Powiedzmy: trzy lata skupienia się na rządzeniu, bez ciągłego wojowania, a na koniec rok kampanii wyborczej, czas wzmożonego wysiłku. Tak to sobie wyobrażaliśmy. Marzenie, marzenie, słodkie marzenie.
Dziś już widzimy, że nie będzie ani chwili spokoju, lecz nieustanne i niemiłosierne ataki, ciągła kampania negatywna. Nie wolno nam tego lekceważyć, nie pomogą tu parlamentarne proporcje. Musimy się uczyć na własnych doświadczeniach: w ten sposób przegrał rząd Józsefa Antalla, podobnie w 2002 roku wygrali z nami socjaliści i powrócili do władzy. Jeśli nie będziemy czujni i rozumni, dojdzie do tego, że o korupcję będą nas oskarżać ci, którzy rozkradli kraj. Jeszcze tego brakowało, aby nazywali nas arogantami ci, którzy sami przyznali się wprost przed całym krajem, że zamiast rządzić, kłamali dniem i nocą. Dojdzie do tego, że komunistyczni miliarderzy będą nas pouczać, jak nie należy się bogacić, a nad ubogimi krokodyle łzy wylewać będą ci, którzy zabrali im emerytury i płace, a setki tysięcy ludzi skazali na zasiłki dla bezrobotnych. Jeszcze tego brakowało, by kazania o poczuciu obowiązku prawili nam ci, którzy dopuścili się nieodpowiedzialności stulecia, zaciągając zagraniczne pożyczki.
Słowem, moi Drodzy Przyjaciele, bądźmy na nowo rozsądni. Nie spoczywajmy na laurach. Podnieśmy się z foteli, zanim nie będzie za późno i bierzmy się do roboty. Tylko wtedy będą tu obywatelskie Węgry, jeśli każdy, dla kogo to ważne, będzie na rzecz takich Węgier pracował. Radzę, byśmy nie grymasili, tylko wzięli się do roboty. Jeśli coś się komuś nie podoba, jeśli chcemy czegoś innego, mówmy to sobie otwarcie tak, jak to nam przystoi.
Moi Drodzy Przyjaciele!
Pamiętajmy, że ten, kto wierzy, iż w demokracji istnieje coś takiego, jak ostateczne zwycięstwo, grubo się myli. Tylko komuniści wierzyli, że możliwe są ostatni bój i ostateczne zwycięstwo. Wszyscy widzimy, dokąd ich to zaprowadziło. W demokracji, w świecie obywatelskim każdego dnia na nowo trzeba walczyć o zaufanie i uznanie. Jeśli pragniecie obywatelskich Węgier, a przecież takich Węgier chcemy, to teraz jest czas ponownie o nie zawalczyć.
Walczyć zaś można tylko razem, a nie jeden przeciw drugim, gdyż w jedności jest siła, jeden mamy obóz i ten sam sztandar. Pewnego razu uczeń zapytał mistrza: „Czy jeszcze długo trzeba czekać na to, by sprawy obróciły się na lepsze?“ Na co mistrz odrzekł: „Cóż, jeśli będziemy czekać, to bardzo długo.“
Jó reggelt, Magyarország! Jó reggelt, magyarok! Dzień dobry, Węgry! Dzień dobry, Węgrzy! Viktor Orbán
(tłum. HPA)
Dodaj komentarz