Viktor Orbán w programie „180 minut” w Radiu Kossuth

Kocsis Éva: W studiu premier Viktor Orbán. Dzień dobry!

Dzień dobry!

Co powiedziano, kiedy w Brukseli  położył Pan na stół  ankiety konsultacji narodowej?

Fama wyprzedziła na nas. Wcześniej plan był taki  na grudniowe spotkanie premierów, które  jest już za nami, podejmiemy podstawowe decyzje dotyczące przyszłej polityki Unii Europejskiej w sprawie polityki imigracyjnej. Zgodnie z planami zawierałyby one także wzór matematyczny  rozłożenia imigrantów, którzy napłynęli, tudzież zostali przetransportowani do  UE,  pomiędzy kraje członkowskie Unii, nawet wtedy, kiedy nie chcą tego kraje członkowskie. To nie byłby stały, mechanizm, działający cały czas, ale w przypadku, jeśli ilość imigrantów byłaby wysoka – widzieliśmy w poprzednich latach, że do tego może łatwo dojść – wtedy zastosowano by system rozdzielania. Trzeba było temu zapobiec. Dlatego poprosiliśmy o udział w konsultacjach – za co i tu chcieliśmy podziękować ponad dwu milionom trzystu tysiącom osób – dlatego, że na tym spotkaniu premierów potrzebowaliśmy nadać wagę, musieliśmy nadać wagę na naszym stanowisku, abyśmy mogli zapobiec podjęcia tej decyzji. To udało się, tak więc wykonaliśmy 50% pracy. Drugie 50% planuję  w taki sposób, że kiedy tylko ponowią się te dyskusje, ponieważ to była któraś z kolei taka dyskusja, i wielokrotnie mieliśmy możliwość do wyrażenia naszego stanowiska, wielu naszych przeciwników, lub naszych dysputantów jestem w stanie przekonać do naszego punku widzenia i sprawić aby przeszli na naszą stronę. No, pod tym względem nie osiągnąłem sukcesów, tak więc w tym momencie mamy tyle samo osób po naszej stronie, jak i wcześniej. Może nasz zapał, a także błysk prawdziwej wiary w naszych oczach co nieco zmalał, ale nasza liczba dlatego się nie zmienia, bo obstajemy przy tym, i po tym jak nie udało się teraz w grudniu podjąć decyzji na następne spotkanie, które odbędzie się w okolicach 21 marca, znów się tym zajmiemy, i tam spróbujemy podjąć decyzję, co oznacza, że czeka nas nowy atak, ponieważ ci, którzy chcą wprowadzenia obowiązkowych  kontyngentów imigracyjnych i osiedleńczych, ci w marcu znów spróbują. Zyskaliśmy czas, a ten, kto zyskuje czas – tak jak mówi o tym i węgierski język – zyskuje życie.

Ale dlaczego myśli Pan, że jeśli nie udało się przez dwa lata ich przekonać, to wtedy uda się to w następnych miesiącach?

Ponieważ w międzyczasie w Europie nastąpiły zmiany. I widzę, że wszyscy, którzy argumentują za pomieszaniem ludów Europy z  ludźmi z obcych krajów, tudzież chcą Europy mieszanej pod względem ludności, którzy utrzymują, że jest to droga postępu i rozwoju, jeśli teraz przestaną istnieć społeczeństwa oparte na podstawach narodowych i chrześcijańskich, i zamiast nich mamy żyć w pomieszanych, multikulturowych społeczeństwach, ci, którzy reprezentują ten pogląd, cały czas tracą podczas wyborów narodowych. I mówię to dlatego, że ten, kto zyskuje czas, zyskuje życie, bo w końcu europejczycy – nawet jeśli z trudem, zgrzytaniem zębów, z wątpliwościami, ale na końcu – będą mogli wcielić swoją wolę. Proszę przypatrzeć się wyborom, które w ostatnich miesiącach były organizowane. Myślę, że ten proces będzie się wzmacniał. Tak więc musimy wytrzymać aż do tego momentu, w którym po europejczykach ze środkowej Europy, europejczycy z Europy Zachodniej będą dostatecznie silni do tego, aby swoje narzędzia demokratyczne, wybory umieli wykorzystać do tego, aby zmusić swoich przywódców, aby prowadzili oni politykę, która podoba się ludziom, i którą wspierają, tj. Prowadzili politykę odrzucającą imigrację. Ja w ostatnich dwóch latach postępowałem według tej strategii i nie myślę, abym się mylił.

Powiedział Pan wcześniej, o tym, o czym  mówił Pan teraz, że to będzie rok buntu, myślę, że odnosił się Pan do Marcona we Francji popierającego imigrantów, nadal trwającej solidarności wobec Angeli Merkel, wspierania migracji. Południowe kraje na próżno walczą z presją migracji, nadal popierają kontyngenty.. Rok buntu?

Najpierw we Francji zmieciono całą polityczną elitę. Nie ma już partii socjalistycznej, są tylko jej gruzy. A nasza bratnia partia, Francuska Partia Republikanów, na czele której wcześniej stał pan Sarkozy, a następnie premier Fillon, a my też dostaliśmy policzek i nas też wyprosili z głównych sal władzy rządowej. Tak więc tradycyjną francuską elitę zaalarmował francuski lud, zbuntował się  wobec niej. Co dokładnie wybrał za nią, tego nie wie nikt, tego my sami dowiadujemy się tego teraz, w miarę jak prezydent przedstawia swoje plany w stosunku do Francji i Europy. Ale pewne jest to, że niezadowolenie było siłą, która wprowadziła go na fotel prezydencki. W Austrii sytuacja jest całkowicie jednoznaczna. Kiedy po raz pierwszy byłem premierem była próba tego, aby w Austrii powstał prawicowy rząd, wtedy wrogość wobec imigracji nie była aż tak ważna, ale pod kierownictwem kanclerza Schüssel próbowano stworzyć prawicowy rząd reprezentujący wartości konserwatywne, opierające się na narodowych podstawach. Zrobił się z tego skandal na skalę światową. Poza nami niewielu pozostało solidarnymi z Austriakami i z austriackim rządem. Teraz były jedne wybory, powstała ta sama kombinacja. W Austrii działalność rozpoczęła partia opierająca się na chrześcijańskich wartościach, odrzucająca imigrację, powstał konserwatywny rząd, i wygląda na to, że był mniejszy hałas, w sumie świat przyjął do wiadomości, że to jest nowy porządek życia w Austrii. I w Niemczech kwestia imigracji zmieniła siły polityczne. Po wrześniowo–październikowych niemieckich wyborach, zbliżając się do świąt Bożego Narodzenia, nadal nie ma tam rządu. Co z tego będzie nie wie nikt. Tak więc nie mówię, że Europejczycy wygrali już wojnę dotyczącą imigracji, walki dotyczące imigracji, nie mówię, że udało im się naprawić demokrację,  nie mówię, że udało im się uwzględnić wolę ludu, dlatego że liderzy w wielu miejscach jeszcze nie akceptują tego, ale proces zachodzi przed naszymi oczami i prowadzi w tym kierunku.

Kiedy kraje Czwórki Wyszehradzkiej wypowiedziały się w jaki sposób należy wzmocnić południowe kraje, w jaki sposób należy chronić libijską granicę, a Angela Merkel na to, że dobrze, że to dobry pomysł, ale ona nadal obstaje przy tym, że bez wewnętrznej solidarności nie będzie to działało, to  wtedy jakiego argumentu użył Pan  kierując go do  Angeli Merkel?

Najpierw zawsze zalecam także i Niemcom, ale i innym krajom Europy, aby byli solidarni z nami. Oni mówią o solidarności, ale nie są solidarni z nami, w tym że Węgry  przy południowych granicach broni nie tylko Węgier, ale i całą Europę. Pomogły nam kraje Czwórki Wyszehradzkiej, Austriacy, wysłali żołnierzy, policjantów, różne jednostki mundurowe, ale inni nie, nikt nie wysłał pomocy. Nikt też nie przyjął części z obciążenia finansowego, całe koszty ochrony spoczywają na nas, musieliśmy powołać do służby kilka tysięcy policjantów i funkcjonariuszy straży granicznej, musieliśmy wybudować fizyczną granicę, i to wszystko tylko i wyłącznie z pieniędzy węgierskich podatników, z ich podatku i budżetu. Unia daje pieniądze tylko na takie rzeczy, które w wątpliwy sposób my możemy spożytkować, głównie na programy praw człowieka, na wprowadzenie postępowania chroniącego migrantów, i tak dalej, tak więc wspiera odwrotne procesy, niż te, które my, Węgrzy, chcielibyśmy widzieć na Węgrzech. Tak więc pozostawili nas samym sobie, my ich chronimy, oni dlatego mogą siedzieć w relatywnej wygodzie i spokoju, w środku kontynentu, bo my tu, na granicy ich bronimy. Tak więc po tym wszystkim mieć żądania w stosunku do Węgier nie jest solidarną rzeczą. Tak więc ja zwykle podaję te argumenty. I aby nadać im wagi, trzeba powiedzieć, że ten punkt widzenia nie jest tylko punktem widzenia Węgier, ale krajów Czwórki Wyszehradzkiej, Polaków, Słowaków, Czechów, i teraz zdecydowaliśmy w ten sposób, że udzielimy większego wsparcia Włochom, który to kraj walczy z tym w jaki sposób może zatrzymać przy swoich morskich granicach odnawiające się fale migrantów. Każda analiza, instytuty badawcze Unii Europejskiej, ekspertów NATO mówi o tym, że w następnych latach – tak więc nie mówię tu o dekadach – ruszy lub nadal będzie trwała fala dziesiątek milionów, wzmocni się z kierunku Afryki w kierunku Europy i nie jedyną, ale jedną z tras będzie trasa prowadząca przez Włochy do Europy. Tą trasę należy zamknąć, należy ochronić Włochy. Jeśli nie ochronimy Włoch, wtedy nie będziemy mogli obronić Europy, ponieważ tak jak było to prawą, że jeśli nie możemy obronić Węgier, to nie obronimy Europy, to jest to też prawdą w ich przypadku. Dlatego też kraje Czwórki Wyszehradzkiej dały znaczące wsparcie finansowe Włochom.

Czy liczy Pan na to, że w decyzjach następnego okresu prócz Czwórki Wyszehradzkiej dołączy do Czwórki na przykład Austria?

Tak więc, jak powiedziałem liczę na to. Zawsze moje stanowisko było takie, że o Europie – niezależne od tego, w którym kraju, w jakim stanie jest duch demokracji – możemy mówić w sumie jako o demokratycznym kontynencie. I dlatego wola liderów i wola ludu nie może przez długi czas odstawiać od siebie. Rok temu był pomiędzy nimi większy dystans. Tak więc rok czasu temu liderzy byli bardziej przyjaźni imigracji, niż myśleli ludzie. Ten dystans się zmniejszył. Nie ludzie zbliżyli się do liderów, a liderzy musieli zauważyć, że mogą się zbierać do drogi jeśli będą kontynuować to, co do tej pory zrobili. Ten proces dzieje się przed naszymi oczyma. Jestem pewien, że prędzej czy później wola ludzi Europy i polityka liderów musi się spotkać. Taki jest porządek demokracji. Od czasu do czasu może pojawiać się pewien dystans może nawet pozostać pomiędzy wolą ludu a zamiarami liderów, ale przez długi czas duży dystans nie może pozostać.

W przypadku Polaków widać, że ten dystans pozostał. Ponieważ partię rządzącą popiera ponad 40 procent ludzi w kraju, w międzyczasie zmniejsza się poparcie dla opozycji, i w międzyczasie ta bomba atomowa UE, o której mówiliśmy z milion razy w związku w Węgrami, artykuł numer 7, ruszyła. Oczywiście do tego czasu wiele rzeczy stanie się, do kiedy odbędzie się w tej sprawie głosowanie, ale myślę, że Węgry nie udzielą swojego poparcia.

Najpierw w Polsce, w związku z listami imigracyjnymi widzę harmonię pomiędzy premierem kraju, liderami, a Polakami. Znaczna większość Polaków w taki sam sposób myśli, jak Węgrzy, większość z nich chrześcijaństwo – które teraz nie jest kwestią wiary, tylko usytuowaniem kulturalnym – chce ochronić, Polacy chcą pozostać, tak jak i my, Węgrzy, chcą bronić tożsamości narodowej, oni chcą powiedzieć, kto może przebywać na obszarze kraju, a kto nie, nie chcą pozwalać, aby w ważnych kwestiach niezależności polskiej lub węgierskiej,  aby nie w Warszawie lub w Budapeszcie, tylko gdzieś indziej,  powiedzmy w Brukseli, podejmowano decyzje. Nie akceptujemy tego. Tak więc Polacy, jeśli wolno mi tak powiedzieć, są w takim stanie intelektualnym, umysłowym, jak my. To, przykładając do tego europejską miarę, można ocenić jako dobre. Polskę dotykają mocne ataki. To, czego doświadczamy, jest niegodne. Głęboko niesprawiedliwe. Polska osiąga dobre wyniki w kwestii uchodźców, w sprawie migracji, imigrantów też, tylko ma obowiązki innej natury, niż południowe państwa Europy. Nie zapominajmy, że migranci liczeni są na dziesiątki tysięcy, przybyli z byłych sowieckich terenów. Polska nie otrzymuje żadnej pomocy do ich obsługi, w tym momencie w Polsce przebywa ponad jeden milion obywateli Ukrainy. Tak więc kraj ten dotyka duża presja z wschodniej strony. Tego w żaden sposób nie bierze pod uwagę Unia Europejska. Unia chce przyporządkować wszystko według jednego schematu, i myśli, że na świecie istnieją tylko te problemy, których możemy doświadczyć w zachodnich krajach, naszych własnych problemów po prostu nie chcą zaakceptować. Polska jest ofiarą tego sposobu myślenia. Tak więc Polsce należy się więcej szacunku i godności. Z drugiej strony  nie możemy chować głowy w piasek. Prawda, Polska jest statkiem flagowym Środkowej Europy, bez Polski nie ma Środkowej Europy, bez silnej Polski nie ma Środkowej Europy. Wszyscy, którzy żyją na tym obszarze, nawet jeśli nie są to Polacy, a na przykład Węgrzy, interesem wszystkich jest to, aby Polska była krajem odnoszącym sukcesy. Bez niej nie możemy działać osiągając odpowiednie efekty. Prawdziwy wkład w siłę współpracy środkowoeuropejskiej dają właśnie Polacy. Kiedy więc ktoś atakuje Polskę, tak jak się to stało w Brukseli, wtedy atakuje całą Europę Środkową. Tak więc musimy być solidarni z Polakami. Jestem przekonany, że to jest węgierski interes narodowy. Teraz mówię nie tylko o przyjaźni i sprawiedliwości, choć to też jest argumentem dużej wagi, ale o interesie narodowym Węgier. Naszym interesem jest to, abyśmy w pełni stanęli w obronie Polski, i jasno określili, że żadna europejska decyzja karająca Polskę nie może zaistnieć, ponieważ Węgry skorzystają z tej możliwości, aby zablokować ją. Ja osobiście też reprezentuję to stanowisko.

Czy nie należałoby, zamiast pozostawać solidarnym i w pełni obstawać przy Polsce, raczej siedzieć cicho? Pytam tylko dlatego, bo pośród rentitentów my jesteśmy dobrym przykładem. W tym znaczeniu, bo zwykliśmy mówi, że Polacy są tacy, Węgrzy są tacy, ale przynajmniej czasem słuchają, kiedy ich się prosi.

Ja bardzo się nie przejmuję tym, co mówią inni. Nie pragnę ich akceptacji, i nie dlatego to robię, co robię, aby ludzie z zachodu pogłaskali mnie po główce, tylko dlatego, że zgodnie z moim przekonaniem leży to w interesie Węgier i należy to wspierać. Bez wątpienia trzeba walczyć, i trzeba robić to mądrze, tak więc delikatnie, ale zawsze w niezachwiany sposób, bo inaczej w tej wielkiej przepychance zdeptają człowieka, w tej przepychance stanowiącej konkurencję pomiędzy narodami świata. Tak więc należy stanąć w obronie naszych interesów, i jeszcze raz powiem: mądrze, delikatnie, ale w twardy sposób. Trzeba mówić wtedy, kiedy ma to znaczenie, a teraz właśnie ma. Teraz trzeba jasno opowiedzieć się w stosunku do Unii, że  jeszcze nie warto wszczynać postępowania w stosunku do Polski, ponieważ nie ma żadnej szansy na to, aby mogli je zrealizować, bo będą Węgry, które stanowią przeszkodę nie do ominięcia.

Jeśli wspominał już Pan o środkowoeuropejskiej gospodarce, to teraz prowadzone są rozmowy, wyobrażenia z Europejskim Funduszem Walutowym, w związku ze strefą euro. Mówią, że kraje, które nie używają teraz euro otrzymały propozycję akcesyjną nie do odrzucenia. Czy propozycja jest nie do odrzucenia?

Ja też słyszałem coś takiego, my nie otrzymaliśmy. To co znamy w tym momencie to słabe o nędzne, i na dodatek gorsze od tego, co było do tej pory. Tak więc patrząc na to jest propozycja, aby ci, którzy dołączają do strefy euro, otrzymali pomoc do reform wewnętrznych, ale ja uważam to za zasłonę dymną. Jeśli przypatrzymy się historii ekonomii ostatnich dekad, wtedy zobaczymy następujące rzeczy. Do tego, aby ktoś dołączył do Unii Europejskiej, co jest kwestią finansową, ponieważ wprowadzamy wspólne pieniądze, do tego ekonomia musi być rzeczywistą ekonomią, jak mówią gospodarką realny – gospodarką rolną, przemysłową, usługową – musi zbliżyć się do średniej Unii Europejskiej, do której chcemy dołączyć. Specjaliści mówią o realnej konwergencji. Pytaniem jest więc, jakie narzędzia pomagają krajom znajdującym się poza strefą euro w tym, aby jak najszybciej zbliżyły się, względem stopnia rozwoju, średnią krajów znajdujących się w strefie euro, i ostatnie kilkanaście lat pokazuje, że najbardziej skutecznym narzędziem jest działanie tych funduszy, które opisywane są jako fundusze kohezyjne, które właśnie powołane są do wspierania realnej konwergencji. Tak więc nie potrzebujemy nowych narzędzi, ale powinniśmy dalej wzmacniać dotąd najmocniejsze narzędzia. Nowe narzędzia jest sens wprowadzać wtedy, jeśli jest ono bardziej efektywne, niż te dotąd sprawdzone. Niemniej mówię, że oczywiście eksperymentujemy z nowymi narzędziami, ale nie możemy w żadnym razie rezygnować ze starych, należy je wzmocnić, zwiększyć ich zasoby finansowe, i zbliżyć kraje, które wkroczyły do UE, podciągnąć do średniego stopnia rozwoju krajów strefy euro. Tak więc pod tym względem nie widzę żadnej nowej sytuacji. Zastanawianie się, prezentacja wizji oczywiście ma miejsce, ale jest to bardzo dalekie od tego, aby została podjęta jakakolwiek decyzja.

Nie widzi Pan w tym nowej sytuacji, że z zasobami Unii, z pieniędzmi Unii w następnym cyklu unijnym spróbują zrealizować to, o czym kilka razy już wspominano, że dystrybucję środków unijnych będą wiązać z państwem prawa?

Myślę, że te pomysły są już martwe zanim się urodzą. Unia Europejska stoi na podstawie dokumentu Umowy, w której nie ma żadnej takiej możliwości, na dodatek budżet na siedem lat trzeba jednogłośnie przyjąć, tak więc musi go przyjąć każde państwo członkowskie, tak więc Węgry też mają duże możliwości, aby realizować swoje interesy. Będę tak robił i po kwietniu to będzie jeszcze moim zadaniem.

Pomówmy jeszcze o gospodarce. Dane Narodowego Ministerstwa Gospodarki pokazują, że zaliczkowanie pewnych unijnych środków zwiększa deficyt budżetowy. Nie boi się Pan tego, że z powodu wyborów zostaną wstrzymane te unijne środki z powodu wszczętych procedur?

Nie widzę tego w ten sposób.  Powiem jeszcze raz: w Europie jest jeden system prawny, który określa, co wolno, a czego nie. Węgry są bezpieczne, na dodatek nie uznaję źródeł unijnych i nigdy nie uważałem ich jako narzędzi cudotwórczych. Na Węgrzech dla jakiegoś powodu w potocznym dyskursie są przedstawiane w taki sposób. Węgry bardzo dużo pieniędzy wpłacają w Unię, i otrzymują stamtąd duże zasoby, a zachodnioeuropejskie firmy działające na Węgrzech otrzymują poważne możliwości gospodarcze na terenie Węgrzech, wytwarzają duże profity, których część zabierają do siebie. Specjaliści się zgadzają co do tego, że wygląda na to, że Unia korzysta na tym, że daje nam pieniądze. Państwa zachodnioeuropejskie, które dają zasoby krajom Środkowej Europy, tak naprawdę zarabiają na nas. Tak więc kiedy oni przedstawiają to w ten sposób, jakby dawali darowizny Środkowej Europie, to wtedy tylko dlatego się nie śmieją, bo szacunek nie pozwala im na to, ale tak naprawdę to oni zarabiają na nas. Tak więc nie warto, aby Węgrzy z kapeluszem w dłoni, przestępując z nogi na nogę na progu stali i obawiali się, i tak nie wydarzy się nic takiego, za co powinniśmy być wdzięczni. Cały system finansowy UE, włączając w to pieniądze napływające na Węgry, opiera się na wspólnych i wzajemnych interesach. Jest dobry także i dla tych, którzy dają. Swoją drogą gospodarka Węgier mogłaby działać także bez środków unijnych. Ja nie polecam…

Mówią, że motorem wzrostu są środki unijne.

Tak, ale nie jest tak. Motorem wzrostu jest praca Węgrów. Mamy pracowników na światowym poziomie, na Węgrzech działają fabryki na światowym poziomie i są to nie tylko dlatego, że są w nich technologie na światowym poziomie, i ale jest to prawda, bo węgierscy robotnicy potrafią je obsłużyć. Tak więc Węgry nie powinny być wystraszone, Węgry nie są zmuszone korzystać z pieniędzy kogokolwiek, bo Węgry stoją na własnych nogach, i nawet jeśli ewentualnie w Unii zmienią się procesy finansowe, wtedy węgierska polityka gospodarcza jest na tyle elastyczna, aby mogła przystosować się do tej sytuacji. Dziś, kiedy swoją drogą mamy do dyspozycji środki unijne, kiedy w ramach UE przepływają duże ilości pieniędzy, to wtedy to jest rozsądną polityką, którą teraz prowadzimy, ale gdyby tak nie było, gdyby nie napływałyby te kwoty, wtedy przystosowywalibyśmy się, dostosowalibyśmy naszą politykę do nowej sytuacji. Wtedy też stalibyśmy na własnych nogach i wtedy też byłby wzrost, wtedy też odnosilibyśmy sukcesy, tak więc chcę powiedzieć, że Węgry spokojnie mogą zaufać własnej sile. Węgry są takim krajem, którego sprawy finansowe są w porządku, a rynek pracy jest elastyczny. Mówimy o takim kraju, gdzie ludzie mogą i chcą pracować. W ostatnich latach zadaniem naszego rządu, aby dawał możliwości ludziom, aby otwierał jak najwięcej możliwości. Nigdy nie wierzyłem w to, że rząd jest w stanie rozwiązać kogokolwiek problemy w życiu, każdy musi rozwiązać własne, ale do tego potrzebne są możliwości. Naszym zadaniem jest to, abyśmy otwierali bramy, aby była taka możliwość, aby Węgrzy spróbowali korzystać z nich, i ja w ostatnich siedmiu-ośmiu latach nauczyłem się, że jeśli jest możliwość, to Węgrzy skorzystają z niej. Pracują coraz więcej, podejmują się coraz większej ilości przedsięwzięć, tak więc nie musimy się obawiać, bo siła, siła tego kraju jest w nas. Staniemy na własnych nogach także i wtedy, jeśli regulacje unijne będą przedstawiać się w ten czy inny sposób.

W weekend znaczną się święta Bożego Narodzenia, w końcu tygodnia zamkniemy rok, i w następnym roku rozpoczniemy rok wyborów. Kiedy na ostatnim posiedzeniu kabinetu rozmawiał Pan z ministrami, o czym Pan mówił, że to było dobre w tym roku, należy to kontynuować, a co było tym, o czym Pan mówił, że to się nie podoba i trzeba to zmienić?

Tutaj bym tego nie powtarzał, bo jeśli jest mowa o pracy jestem urodzonym krytykantem. To wiąże się….

Jednak proszę powiedzieć o jednej-dwóch sprawach, o których była mowa.

…to wiąże się trochę z chrześcijaństwem, bo jedną z sił przyciągających chrześcijaństwa jest uznanie nieperfekcyjności, nic nie może być perfekcyjne, co ludzkie. Sprawy boskie mogą być perfekcyjne, ale ludzkie nie. I to oznacza to, że cały czas mamy możliwości poprawy. Tak więc nie ma takiej chwili, kiedy człowiek mógłby spocząć i powiedzieć, że teraz jest w porządku, zawsze mogą być jeszcze lepiej w porządku. I dla rządu jest bardzo ważne, aby pokazywał ten rodzaj  braku satysfakcji w stosunku do własnej pracy miał cały czas wyższe wymagania. Zadaniem premiera jest to, aby prezentował to w stosunku do ministrów, ja też mam w zwyczaju to robić. Ja chylę kapelusza przed moimi ministrami, bo wykonują wiele pracy, dużo pracują. Może coś z tego też jest widoczne. Może to wiązać się też z tym, że w ostatnich latach prawie każdego roku wszyscy awansowali na Węgrzech, kraj, jako wspólnota także, i rodziny także poszyły na przód w stosunku do tego, gdzie znajdowały się w poprzednich latach. W tym jest praca wszystkich, także rządu, tak więc w święta Bożego Narodzenia rozmawiam raczej w duchu uznania, ale uznanie nie jest tożsame z usatysfakcjonowaniem. Chrześcijaństwo natomiast daje nowe, nieoczekiwane dla nas zadanie, bo oczywiście teraz w święta, kiedy czekamy na narodziny Jezusa Chrystusa, patrzymy oczywiście z punktu widzenia wiary, ale w 2017 roku okazało się też, że jest co coś, co jest silniejsze niż wielu z nas myślało. Tym jest to, że podstawy codziennego życia chrześcijańskiego są w Europie silniejsze niż wiele osób myślałoby, i ludzie są bardziej przywiązani do tych postaw, niż wiele osób myślałoby.

Tak więc w ludziach jest podstawowa potrzeba, aby obronić chrześcijaństwo, i w teraz nie mówię o wierze, o wierze w Boga. To jest skomplikowana sprawa, ale o tym, że nasz świat, jest także i tych, którzy w żadnej formie nie mogą się spotkać, lub do tej pory nie spotkali się z Bogiem, ich życie jest także oparte na nauczaniu Chrystusa, bo nasze społeczeństwo żyją na podstawie wartości chrześcijańskich. Pokój, radość, przebaczenie, równość, równość kobiet i mężczyzn, szacunek dla rodziny, wartości wspólnoty narodowej, wszystko to jest czymś, co uznajemy niezależnie od wiary w Boga, ci, którzy żyją powiedzmy na Węgrzech czy w Europie. I teraz ludzie widzą w ten sposób, że według mnie prawidłowo, że wszystko to jest zagrożone, że jest atakowane. Musimy to ochronić, i kto miałby prowadzić tą obronę jak nie wybrani liderzy w każdym kraju, tak więc i na Węgrzech. W 2017 roku nauczyłem się tego, że w następnych latach, a może nawet i dekadach ochrona chrześcijaństwa będzie pierwszorzędnym zadaniem wybranych liderów politycznych.

W ostatniej półgodzinie słyszeli Państwo  premiera Viktora Orbána.

22  grudnia 2017

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *