Wielka afera na Węgrzech. Służby specjalne wspólnie z mafią zbierały haki na Fidesz

Węgierska parlamentarna komisja ds. bezpieczeństwa narodowego powołała specjalną podkomisję, która ma wyjaśnić skandal związany ze współpracą służb specjalnych i mafii w celu skompromitowania Fideszu. Podkomisja, która składa się z 8 posłów (4 z rządowej koalicji i 4 z opozycji), rozpocznie w pracę w przyszłym tygodniu, a raport ze swych prac ma opublikować we wrześniu br.

Skandal wybuchł, gdy odtajnione zostały podsłuchy z rozmów, jakie toczyli między sobą Sandor Laborc szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego z ramienia Węgierskiej Partii Socjalistycznej, oraz Tamas Portik jeden z szefów węgierskiej mafii, zamieszany m. in. w aferę paliwową, na której skarb państwa stracił setki milionów euro. Portik zgłosił się do Laborca w czerwcu 2008 roku. U władzy znajdowali się wówczas socjaliści, ale nastąpiło gwałtowne załamanie się ich notowań w sondażach i wszystko wskazywało na to, że najbliższe wybory wygra Fidesz. Portik był poważnie zaniepokojony tą perspektywą. W jego sprawie toczyło się wiele dochodzeń, ale za rządów lewicy nie mogły one znaleźć sądowego finału. Tymczasem Fidesz zapowiadał, że będzie walczył zdecydowanie ze zorganizowaną przestępczością, więc Portik poczuł się zagrożony.

Król węgierskiego półświatka zjawił się u szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego z propozycją wsparcia. Jego pomoc miała dotyczyć zamieszczania materiałów promujących partię socjalistyczną na kontrolowanych przez niego stronach internetowych. Laborc zaproponował jednak swemu gościowi inny pomysł: zbieranie haków na polityków Fideszu przy użyciu dostępnych Portikowi środków. Po paru dniach, podczas następnego spotkania obu panów, Laborc poinformował gangstera, że dostał od swojego szefa, ministra ds. służb specjalnych, wolną rękę na tego typu działania. Portik zgodził się bez wahania i dodał, że zastosuje wobec niektórych polityków prawicy prowokacje, polegające na złożeniu im propozycji korupcyjnej i nagraniu tej oferty.

Ujawnienie zapisów rozmów, podczas których wysoki funkcjonariusz państwowy oraz szef mafii w najlepszej komitywie uzgadniają plan wykończenia opozycji, wywołało na Węgrzech polityczną burzę. Wszystkie partie, od lewa do prawa, domagają się wyjaśnienia tej sprawy.

Znamienna jest postawa przedstawicieli obozu lewicowego, który rządził na Węgrzech w latach 2002-2010. Dziś środowisko to jest podzielone między trzy ugrupowania: Węgierską Partię Socjalistyczną Attili Mesterhazyego, Razem 2014 Gordona Bajnaia oraz Koalicję Demokratyczną Ferenca Gyurcsanyego. Żadna z tych trzech formacji nie przyznaje się do odpowiedzialności za działania Laborca.

Przewodniczącym parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego, która powołała specjalną podkomisję do zbadania tej sprawy, jest poseł Węgierskiej Partii Socjalistycznej Zsolt Molnar. Mówi on, że jego partia nie ma nic do ukrycia, dlatego głosowała za dochodzeniem parlamentarnym. Podobnie uważają przedstawiciele Razem 2014, którzy podkreślają, że ich lider Gordon Bajnai został premierem w kwietniu 2009 roku, więc nie mógł mieć ze sprawą nic wspólnego, zaś w trakcie rozmów Portik-Laborc na czele rządu stał Ferenc Gyurcsany. Mate Kocsis z Fideszu oświadczył z kolei, że oczekuje od liderów Koalicji Demokratycznej wyjaśnienia, co znaczy ostrzeżenie, jakie padło z ich szeregów pod adresem Razem 2014, że niech się Gordon Bajnai od niczego nie odcina, bo dokładnie tyle samo ma z tą sprawą wspólnego, co Ferenc Gyurcsany

Do sprawy odniósł się także premier Viktor Orbán w wywiadzie dla Radia Kossuth. Powiedział, że jedną z ofiar prowokacji tandemu Portik-Laborc miał zostać Lajos Kosa, dzisiejszy wiceprzewodniczący Fideszu i prezydent Debreczyna. Sam Kosa nie kryje swego wzburzenia i mówi, że:

wśród socjalistów są polityczni przestępcy i dopóki ich partia nie wyjaśni tej sprawy, nie można jej uważać za demokratyczną i normalną.

Viktor Orbán powiedział, że oczekuje od podkomisji parlamentarnej wyjaśnienia, kto ze zwierzchników Sandora Laborca dał mu upoważnienia, by wchodzić w konszachty z przestępcami. Zażądał też ujawnienia, którzy oficerowie służb specjalnych brali udział w akcjach przeciwko opozycji.

Tego koniecznie musimy się dowiedzieć, w przeciwnym wypadku demokracja zostanie nadwątlona

– powiedział premier Węgier.

Orbán powiedział też, że nie można odpowiedzialnością za aferę obarczać wyborców lewicy:

Nie można poddawać w wątpliwość dobrych intencji i uczciwości tych, którzy głosują na lewicę, tylko dlatego, że ci, na których oddali głosy, dopuścili się takich rzeczy. ( Pewien jestem, że lewicowi wyborcy nie dlatego głosowali na lewicę, by ta wykorzystując ich zaufanie sprzymierzała się z mordercami, z głównymi postaciami przestępczego świata mafijnego.

Warto dodać, że obawy Tamasa Portika i Sandora Laborca przed zwycięstwem Fideszu nie były bezpodstawne. Portik został aresztowany za zlecenie morderstwa, natomiast Laborc, absolwent Akademii Wojskowo-Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego w Moskwie, oskarżony jest o szpiegostwo na rzecz Rosji. Viktor Orban po dojściu do władzy rozwiązał stare służby specjalne i powołał nową strukturę: Urząd Ochrony Konstytucji.

Grzegorz Górny, za: http://wpolityce.pl

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *