W Polsce trwa medialna dyskusja po wypowiedzi Viktora Orbána, który miał się niedawno odnieść do kwestii mniejszości węgierskiej na Ukrainie.
Tak jego stanowisko zaprezentowane zostało m.in. przez portal tvn24:
Węgrzy, którzy mieszkają na terytorium Ukrainy, powinni otrzymać autonomię i podwójne obywatelstwo. Takie oczekiwania pod adresem Kijowa przedstawił w parlamencie węgierskim premier Viktor Orbán.
Wypowiedź ta spotkała się z krytyczną reakcją premiera Donalda Tuska, który oświadczył:
Dzisiaj, kiedy jesteśmy świadkami rozbierania Ukrainy i próby demontażu państwa ukraińskiego, taka wypowiedź musi budzić niepokój. (…) Jeśli ktokolwiek w Europie myśli, że rozpad państwa ukraińskiego może przynieść jakieś doraźne korzyści zachodnim sąsiadom Ukrainy, ten popełnia dramatyczny błąd i kompletną nieznajomość historii.
Swoje doniesienia na temat Viktora Orbán portal tvn.24 uzupełnił jeszcze dodatkową informacją:
Wcześniej MSZ Węgier zapewniało, że Budapeszt nie będzie naruszał terytorialnej integralności Ukrainy i nie będzie próbował przyłączyć Zakarpacia. Jednak 9 kwietnia, na sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, węgierski delegat wystąpił w jednym froncie z przedstawicielami rosyjskiej delegacji. Węgier powiedział wtedy, że na Ukrainie działają „skryte siły”, które próbują przejąć władzę. Dodał też, że Ukraina to „sztuczne państwo”, w skład którego, w szczególności, wchodzi Zakarpacie, które przez wiele lat należało do Węgier.
Z powyższej wzmianki można wnioskować, że ów węgierski delegat, który wystąpił na sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, to przedstawiciel rządu w Budapeszcie. Tymczasem w rzeczywistości owym politykiem był Tamas Gaudi-Nagy z opozycyjnego Jobbiku, który zasłynął z tego, iż kończąc swą sejmową kadencję wyrzucił z okna parlamentu węgierskiego flagę Unii Europejskiej. Nacjonalistyczny Jobbik od początku wydarzeń na Ukrainie prezentuje zdecydowanie prorosyjskie stanowisko i krytykuje rząd Viktora Orbána za jego proukraińskość. Minister spraw zagranicznych Janos Martonyi został okrzyknięty nawet przez Jobbik zdrajcą narodu, gdyż zbytnio sprzyja władzom w Kijowie.
Wspomniany już Tamas Gaudi-Nagy powiedział także, że Moskwa daje na wschodniej Ukrainie przykład, jak należy postępować i że Węgry również powinny wkroczyć na drogę rewizjonizmu granic. Nazwał przy tym Rosję “jedynym gwarantem ochrony praw człowieka”.
Jobbik zresztą wysłał swoich obserwatorów na referendum przeprowadzone na Krymie przez prorosyjskich separatystów. Wydali oni oświadczenie, że oderwanie półwyspu od Ukrainy odbyło się w zgodzie z normami prawa międzynarodowego. Obecnie władze Jobbiku domagają się zorganizowania podobnego referendum na Zakarpaciu w celu przyłączenia tego regionu do Węgier. Otwarcie wspierają politykę Putina i opowiadają się za dokonaniem rozbioru Ukrainy.
Z notatki zamieszczonej na portalu tvn24 nie dowiemy się jednak, że wystąpienie na sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy delegata Węgier reprezentowało nie stanowisko rządu, lecz opozycyjnego Jobbiku, które jest w tej sprawie odmienne od władz w Budapeszcie.
Wróćmy jednak do wypowiedzi Viktora Orbána, która wywołała tyle zamieszania i komentarzy w Polsce. Została ona wyrwana z jego exposé, które wygłosił 10 maja w parlamencie w Budapeszcie. Część wystąpienia poświęcił wówczas mniejszości węgierskiej, która zamieszkuje kraje ościenne (głównie Rumunię, Słowację, Serbię i Ukrainę). Szacuje się, że w państwach sąsiadujących z 10-milionowymi Węgrami może mieszkać ok. 4 milionów Węgrów. Wielu z nich zostało pozbawionych węgierskiego obywatelstwa wbrew własnej woli, na skutek przesunięć granic, jakie nastąpiły wXX wieku.
W 2010 roku rząd Viktora Orbána podjął decyzję o nadawaniu obywatelstwa Węgrom mieszkającym za granicą. W ciągu niecałych czterech lat z prawa tego skorzystało około pół miliona osób. 6 kwietnia 2014 roku po raz pierwszy mogli oni wziąć udział w wyborach parlamentarnych. I to właśnie o nich mówił w swym exposé Viktor Orbán.
W tym kontekście premier odniósł się także do Ukrainy. Oto cały pasus poświęcony tej sprawie:
Kwestię węgierską rozpatrujemy jako problem europejski. Węgrzy w Basenie Karpackim mają prawo do podwójnego obywatelstwa, korzystania z praw wspólnotowych oraz autonomii. To jest nasze stanowisko, które prezentujemy w polityce międzynarodowej. Szczególnej aktualności temu problemowi nadaje sytuacja żyjącej na Ukrainie 200-tysięcznej społeczności węgierskiej, która powinna otrzymać podwójne obywatelstwo, wszelkie prawa narodowej społeczności oraz możliwość samorządu. To jest nasze jasne oczekiwanie wobec nowej Ukrainy, która właśnie powstaje i która cieszy się naszą sympatią oraz poparciem w swym dążeniu do zbudowania demokratycznego państwa.
Zauważmy, że mówiąc o mniejszości węgierskiej na Ukrainie Orbán nie użył słowa “autonomia”, lecz “samorząd”. O ile władze w Budapeszcie od dawna występują z postulatami autonomii kulturalnej dla 2-milionowej mniejszości węgierskiej w Rumunii oraz 600-tysięcznej na Słowacji, o tyle w przypadku 200-tysięcznej społeczności na Ukrainie domagają się innych rozwiązań, podobnych do tych, jakie sami Węgrzy stosują wobec mniejszości narodowych na swoim terytorium. Chodzi o samorządowe struktury, które mają zagwarantowane państwowe dotacje na rozwój szkolnictwa, działalność kulturalną czy wydawniczą.
Orbán wspomniał o Ukrainie, ponieważ tworzy ona teraz w dramatycznych okolicznościach nowy ład ustrojowy, dlatego chciałby, aby w swym nowym projekcie Kijów uwzględnił także interesy węgierskiej mniejszości. Premier Węgier upomniał się więc o swych rodaków za granicami, natomiast ani słowem nie wspomniał o konieczności federalizacji Ukrainy czy zmianie jej granic. Mało tego: podkreślił swe poparcie dla władz w Kijowie.
12 maja, a więc dokładnie dwa dni po exposé Orbána, władze w Moskwie wprowadziły embargo na dostawy węgierskiego mięsa i wędlin. Była to reakcja na stanowisko Budapesztu w sprawie Ukrainy. Czy Rosjanie zareagowaliby w ten sposób, gdyby rzeczywiście spotkali się z poparciem władz węgierskich?
Grzegorz Górny
Dodaj komentarz