z okazji uroczystości upamiętniającej setną rocznicę urodzin profesora Wacława Felczaka
Kraków 9 grudnia 2016
Dzień dobry, Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Stojąc tu przed Państwem w tej eleganckiej, dostojnej sali, przychodzi mi myśl, czy ja dobrze zdecydowałem trzydzieści kilka lat temu podejmując decyzję wejścia w życie polityczne zamiast naukowe? Kiedy dziś się tutaj spotykamy to wiemy, że to spotkanie nastąpiło w takiej chwili, gdy nasza szersza ojczyzna, Europa, stoi na pograniczu przemian epok politycznych, gospodarczych i technologicznych. Jesteśmy Europejczykami, zarówno Polacy jak i Węgrzy, a takie przemiany epokowe zawsze wywołują w nas samorefleksje i stają się okazją do dyskusji o systemach wartości. Tu łączy się zaraz, to co wysłuchaliśmy przed chwilą, że Węgrzy nie mają zdolności do konspiracji. To jest prawda, bo przecież my jesteśmy ludem kawiarni, a istota kawiarni polega nie na kawie, lecz na wymianie wiadomości. Dlatego wprowadziliśmy do naszej polityki paradoksalny wyraz: jawny spisek. I teraz, gdy Europa stoi na granicy zmiany epoki, a my pragniemy powrotu w Europie do chrześcijańskich korzeni, to między sobą spostrzegamy to jako jawny spisek.
Szanowni Państwo, Panie i Panowie!
Moją powinnością jest tu w uroczystym przemówieniu wspomnieć o panu profesorze Felczaku. Podczas dzisiejszej konferencji – lepiej, gdy ja wprost przyznam się do tego – jestem stronniczy. Stronniczość dziś traktuje się jako błąd, jako grzech, gdy w rzeczywistości jej podstawa, to zaleta, ponieważ stronniczość polega na niczym innym, jak na przyjaźni. Będąc razem z przyjaciółmi nie potrafimy być bezstronni; a gdy jednak kurczowo staramy się być bezstronni, to z tego zachowania wynika tylko sztywność, fałsz czy niezręczność. Nam Węgrom często zarzucano w Berlinie podczas II wojny światowej, oraz później w Moskwie w latach pięćdziesiątych nadzwyczajną stronniczość w stosunku do Polaków. Ten zarzut myśmy zawsze traktowali jako pochwałę, uzupełniając, że ta stronniczość między Polakami a Węgrami jest wzajemna. Czyli jednym słowem pragnę teraz wyrazić – dobrym zwyczajem węgierskim – wielki szacunek i podziw węgierskiego narodu w stosunku do Polski, do miasta Krakowa, do Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wystarczy tylko rozejrzeć się po Państwa mieście i widać, że historia wspólna Polaków i Węgrów, to nie przypadkowe okoliczności, lecz gęsto tkana sieć więzi osobistych. Ta przyjaźń należy do narodowej tożsamości węgierskiej. Należy do wspólnego obrazu węgierskiego patriotyzmu i wolności. My Węgrzy uważamy, że z Polakami stanowimy wspólnotę życia, pamięci i losu, sądzimy, że polsko-węgierska przyjaźń jest ewenementem w historii świata. Wagę tej wspólnoty losowej pokazuje też – reflektuję tu na treść wcześniejszych przemówień – iż w drugiej wojnie światowej myśmy byli po stronie przegranej, winnych, a Polacy po stronie zwycięzców, ofiar, ale w końcu Polacy dostali w nagrodę to samo, co Węgrzy za karę: okupację sowiecką i komunizm. Co to jest, jeśli nie dowód wspólnoty losowej?
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Podobnie: wygłoszę swoje nieco improwizowane wspomnienie w sali Collegium Maius tego uniwersytetu, który uczyniła jedną z najbardziej dostojnych uczelni Europy – Jadwiga, która z węgierskiej królewny stała się Królową Polski, – w drugiej połowie XV wieku, i mogę mówić w sali tego uniwersytetu, na którym w jednym z okresów świetności co piąty student uczęszczający na studia pochodził z Węgier. I oczywiście jestem stronniczy, bo jest wśród nas pan profesor Koźmiński, a ja jeszcze dobrze pamiętam jego czyn, który moralną dziurę wbił w kadłub okrętu komunizmu na Węgrzech pod koniec lat osiemdziesiątych kiedy wręczył nam, studentom zamieszkałym w akademiku naprzeciw jego Kolegium, polskojęzyczny tekst paktu Mołotowa-Ribbentropa – co na Węgrzech było nie do zdobycia. I jestem oczywiście stronniczy, bo jest wśród nas pan profesor Kovács, który w ciągu jednej nocy przetłumaczył ten tekst, abyśmy w następnym dniu go udostępnili w półlegalnej dokumentacji, publikacji – budząc sensację, sensację polityczną jak na owe czasy. I jest oczywiście decydująca przyczyna mojej stronniczości, a ta przyczyna nie jest inna, jak legendarna postać Uniwersytetu Jagiellońskiego: profesor Wacław Felczak, w którym moje pokolenie widziało rzeczywistego bohatera.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Wacław Felczak jest bliski naszym sercom, bo po polsku napisał historię Węgier. Czyn w samym sobie jest niemałym osiągnięciem, ale dlatego też jest nam bliski, bo w najlepszej chwili udało się trafić w duszę tych Węgrów, którzy nie chcieli poddać się tej apatii, która po rewolucji 1956 roku ogarnęła nas, Węgrów. Dobrze trafił w dusze tych, którzy nie chcieli przyjąć systemu zabijającego w nas ducha, czyli systemu komunistycznego, nazywanego pseudonimem socjalizm. Doskonale pamiętam – było to pod koniec lat osiemdziesiątych, może w ’87 roku – gdy przeszedłem do niego na drugą stronę ulicy z naszego akademika – do budynku Eötvös Collegium – do słynnego profesora goszczącego w budapeszteńskim Eötvös Collegium, by poprosić o wykład dla nas o ówczesnej Polsce, i o nadal istniejącej i walczącej Solidarności. Chcieliśmy usłyszeć całą prawdę z ust wiarygodnego człowieka, bohatera wojennego, więzionego w więzieniach zarówno nazistów jak i komunistów. Natomiast profesor Felczak – jak naucza ewangelia, poszedł z nami nie na jedną milę, tylko na dwie, bo – prowadził z nami nie jedno, lecz dwa zajęcia, a nawet uczynił o wiele więcej: narysował szlak naszych politycznych wyobrażeń. Radził nam – teraz dokładnie go zacytuję: „Załóżcie partię polityczną. Prawdopodobnie was zamkną, ale wszystko wskazuje na to, że nie będziecie długo siedzieć” Oto, taki jest dobry przyjaciel. Dodał jeszcze, że politykowi nie zaszkodzi trochę odsiedzieć. Teraz, kiedy sam jestem politykiem, nie jestem przekonany, czy w tym ostatnim miał rację… Tak, czy owak, Szanowni Państwo, wskutek rady pana profesora Felczaka powstał Fidesz, stając się na Węgrzech po wielu ruchach opozycyjnych pierwszą polityczną formacją posiadającą stabilne ramy organizacyjne. I nawet nas nie zamknięto, najwyżej na kilka godzin. Tak stał się pan profesor Felczak po 1991 roku honorowym członkiem naszej partii i wspólnoty politycznej – może gdzieś w jego spuściźnie znajdzie się jego fideszowska legitymacja członkowska – i tak stał się też naszym umysłowym ojcem założycielskim!
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Felczak będąc historykiem nade wszystko szanował źródła i w moim przekonaniu dziś w Europie pod ciężarem imigracji nadal ważna jest jego zasada: ad fontes! Powrót do źródeł, do korzeni chrześcijańskich, narodowych i europejskich, które zawsze dały mocny kręgosłup Środkowej Europie. Felczak wiedział, czy to mowa o życiu naukowym czy o nauce życia – zawsze trzeba sięgnąć do czystego źródła. Wyznawał także, cytuję: „gdy ktoś pije ze źródła, musi klęknąć, nachylić głowę i gdy ktoś chodzi po świecie wyprostowany, tym głębiej musi się pochylić.”
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Wacław Felczak urodził się sto lat temu w środku wydarzeń pełnych cierpienia, gdy długie XIX stulecie przekazało sztafetę krótkiemu XX wiekowi. Ujrzał świat w takiej historycznej sytuacji, jako syn narodu, który wtedy nie miał własnego kraju, ale już był gotowy – zbierając wszelkie siły – do kolejnej próby wskrzeszenia Polski. Stare ramy Europy Środkowej wtedy były już w rozpadzie, rodził się nowy świat na ruinach starego. Wacław Felczak był synem już tego nowego świata Środkowej Europy, ale dobrze znał stare okresy świetności Środkowej Europy i był w stanie widzieć nasz wspólny region oczami wyzwalającego Wiedeń Jana Sobieskiego czy marzącego o Republice Naddunajskiej Lajosa Kossutha. Dlatego granica dla niego – którą wiele razy przekroczył jako kurier Armii Krajowej – stanowiła pasmo łączące a nie dzielące narody środkowo-europejskie. Był rzeczywistym obywatelem środkowo-europejskim, który wraz z wszelkimi smutkami, latami w więzieniach, represjami czuł się w domu w tym świecie budowanym między Zachodem a Wschodem. Wychował się w takiej rodzinie, która uznała, że ofiara na rzecz ojczyzny jest ich obowiązkiem; pradziadek trafił na Syberię po powstaniu w 1831 roku, a dziadek po powstaniu 1863 roku, a czwórkę rodzeństwa stracił w II wojnie światowej. Zainteresowanie historią węgierską i sympatię do Węgrów wchłonął już w szkole elementarnej i w gimnazjum. Tak stał się z poznańskiego studenta najpierw stypendystą budapeszteńskiego Eötvös Collegium, a podczas wojny kurierem między Warszawą a Budapesztem. Odważny, odrzucający wszelki oportunizm, trzeźwo myślący patriota, który dostąpił wtedy chyba najwyższego zaszczytu, które dziś można porównać z odznaczeniem honorowym: podstawą listu gończego było to samo zdjęcie przed 1945 – szukało go Gestapo, jak i po 1947 – szukało go NKWD!
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Te dyktatury zachodnie i wschodnie, które swój cień chciały rozszerzyć na Europę Środkową, zawsze musiały się liczyć z silną więzią między narodami węgierskim i polskim. Ta więź zawsze stanowiła przeszkodę przed ciemiężycielskimi planami zachodnimi i wschodnimi, dlatego zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie czyniono wszystko, by rozerwać te więzi. Podobnie myśleli w czasach mojej młodości także komuniści próbując w latach osiemdziesiątych wzbudzać wśród Węgrów nastroje przeciwko Solidarności. Fakt, że ich krecia robota nie osiągnęła celu, zawdzięczamy w dużej mierze Wacławowi Felczakowi, który już wtedy przyjaźnił się ze znaczącymi postaciami węgierskiej inteligencji od Sándora Csoóri do Árpáda Göncza, którzy zawsze wstawiali się swoim głosem i piórem za Polakami. On podczas komunizmu pełnił tę samą służbę kuriera, łącznika między Warszawą a Budapesztem, jak podczas II wojny światowej. Tak stał się z kuriera AK po czterech dziesięcioleciach ambasadorem Solidarności na Węgrzech. W ten sposób został on jedną z silnych więzi łączących naród polski i węgierski od czasów prehistorycznych poprzez Stefana Batorego i Józefa Bema aż do 1956 roku i do dziś.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Wacław Felczak, który napisał historię Węgrów, stał się nie tylko aktorem tej historii, lecz również postacią ją kształtującą. Czystym źródłem, którego nawet dzień śmierci przypomina naszą historię. Dziś wspólnie pochylamy głowę przed jego pamięcią, dziełem życia. To wszystko jest dobrze, wszystko jest w porządku, ale pytanie: czy moglibyśmy dziś śmiało spojrzeć w jego oczy? Według dzisiejszego stanu rzeczy – a przedmówcy także o tym mnie przekonywali – słuszną odpowiedzią byłoby: tak. Europa Środkowa dziś jest bliska tego, jak on chciał to widzieć. Nasz region próbowali wcześniej organizować Habsburgowie, następnie Niemcy, Sowieci. Jeżeli te wszystkie wzorce chciałbym porównać z tym wzorem, co dzieje się teraz, gdy ten region jest częścią obejmowaną i chronioną przez jedność Unii Europejskiej, wtenczas muszę powiedzieć, że ten stan jest dla nas korzystniejszy, niż był kiedykolwiek. Obecnie pełniona rola i siła naszego regionu w Unii Europejskiej, wspólne wystąpienia krajów wyszehradzkich w zagadnieniach reform europejskich i imigracji, wzrost gospodarczy w Europie Środkowej, to są zjawiska pokazujące najlepsze oblicze tego regionu. Jestem przekonany, iż Wacław Felczak byłby zadowolony, gdyby spojrzał na to, co dzisiaj widać. Dziś jesteśmy najbardziej stabilnym obszarem Europy w sensie gospodarczym, jak i politycznym, Środkowa Europa dziś przeżywa swój renesans, rozwija się wciąż, w dodatku dynamicznie. Nie pozwólmy na to, by nasi krytycy zamazywali dokładną interpretację obecnej sytuacji.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
To wszystko jest możliwe dlatego, ponieważ my, Polacy i Węgrzy zrozumieliśmy, że musimy swoje losy wziąć w swoje ręce. Historia dała nam szansę, abyśmy umocnili i rozszerzyli naszą wolność. Dano nam szansę, aby współdziałając ze sobą uczynili z Europy Środkowej region świata odnoszący największe sukcesy. Pracujemy obecnie nad tym, my kraje wyszehradzkie, bo mniejszego celu nie ma sensu sobie wyznaczyć. Zbliżamy się więc do Środkowej Europy Felczaka, natomiast jeszcze nie dotarliśmy całkowicie do miejsca, gdzie on chciałby widzieć ten region. Stąd moje przekonanie, że słuszną decyzją było nazwanie przez rząd polski i węgierski funduszu jego imieniem, który to fundusz będzie wspierać współdziałanie umysłowe polsko-węgierskie i który oba kraje będą dotować rocznie milionem euro.
Pragnę życzyć nam wszystkim, abyśmy dbali o to, co zostało dotychczas osiągnięte, bądźmy odważni i zdecydowani tak, jak był odważny i zdecydowany Wacław Felczak. Życzę wszystkim, abyśmy trzymali się szlaku przez niego wydeptanego!
Dziękuję Państwu za zaszczycenie mnie swoją uwagą!
Dodaj komentarz