Przemówienie z okazji święta narodowego Powstania ’56

23 października 2013, Budapeszt, Plac Bohaterów

Witam Państwa! Szanowni Uczestnicy uroczystości, Panie i Panowie!

Serdecznie witam obywateli Węgier na obchodach naszego narodowego święta. Witam Węgrów mieszkających poza granicami kraju. Witam kochających wolność obywateli Europy i świata, w oczach których, jak w naszych, Węgrów wydarzenia roku 1956 są równie chwalebne. Witam zagranicznych przedstawicieli państw, naszych gości i ambasadorów. 23 października cały wolny świat zdejmuje czapki z głów i chyli czoła z uznaniem dla Węgier i Węgrów. Słuszne i zacne jest to, iż wolny świat uznaje bojowników o wolność z 56 roku jako własnych bohaterów. Bohaterami są Węgierki i Węgrzy, budapesztańskie dziewczęta i chłopcy, którzy rozpoczęli otwartą walkę przeciwko okupantowi i wprowadzonemu przez niego systemowi komunistycznemu, który wówczas napawał grozą cały wolny świat. Węgierscy bojownicy o wolność ujawnili światu, iż komunizm jest błędny i niereformowalny. Nie można go naprawić, ponieważ ignoruje jednostkę, jej wolność i gotów jest stosować wobec niej przemoc w każdej możliwej postaci. Nie tylko przeczy istnieniu Boga, ale również temu, co stworzył, neguje człowieka obdarzonego wolną wolą, a jeżeli otwiera się przed nim szansa, ubezwłasnowolnia lub niszczy go. Wypuszczone w świat apokaliptyczne siły dotarły na Węgry po narodowym socjalizmie jako wyraz międzynarodowego socjalizmu, aby po trzech latach zmagań wchłonąć i obrócić wniwecz węgierski świat wolności i niepodległości wraz z chroniącymi go siłami.

Jesienią 1956 roku nagle nadeszła wiosna. Dziesięć lat stało się jednym dniem jaśniejącym milionem świateł. Po trwających lata cierpieniach i upokorzeniach pragnienie wolności i entuzjazm odparły uciśnienie, eksplodowały, jako potężny promień wystrzeliły w stronę nieba, aby stamtąd pokonać czerwone gwiazdy. Spadające gwiazdy, pomniki obrócone w proch, powalony aparat dyktatury socjalistycznej wstrząsnęły ziemią i pod całym sowieckim imperium zachwiał się grunt. Jest w życiu narodu moment, kiedy nie można już znieść więcej. Na Węgrzech moment ten nadszedł w 1956 roku, bo wtedy już nie było na co czekać. Wszyscy wiedzieli, a kto nie wiedział, czuł, że nie ma nic dalej. Jeżeli sowiecki świat będzie istniał, nie pozostanie nic z naszego węgierskiego życia. Nic, co wspaniałe i budujące, co przez tysiąc lat budowaliśmy w nas samych; a nawet więcej, coś co sprawia, że nasze życie staje się ważniejsze niż tylko walka prowadzona o zwyczajną egzystencję. Należało działać. Sursum corda! Wznieśliśmy więc serca i zbuntowaliśmy się. Złapaliśmy za broń i rozpoczęliśmy walkę o wolność, jak przystoi dumnemu, przeznaczonemu do czynienia wielkich rzeczy i sławetnemu narodowi. Do kości przeszywało nas poczucie, że na szali jest los kraju. Dlatego przewaga wroga nie miała znaczenia. Nie można było dłużej biernie przyglądać się wszystkiemu i bezcelowo rozmyślać. Wszystko inne prowadziłoby wówczas do zagłady, do powolnego poddania się i wyniszczenia narodu. Nieruchomo zastygaliśmy w wielkiej, szarej, chropowatej i nieokrzesanej sowieckiej masie. Istnieniu naszej kultury narodowej zagrażał koniec. Taka była prawda, taka przyszłość na nas czekała, takie były realia. Należało stanąć do broni i ruszyć do walki z ogromnym i przerażającym Związkiem Sowieckim, z jego niewymierną przewagą. I tamci Węgrzy dokonali tego. Dokonali tego, czego potrzebowała ojczyzna. Chwała bohaterom!

Szanowni Państwo!

Ci, którzy tamtej jesieni stanęli przeciwko potężnej armii sowieckiej dokładnie wiedzieli, że narażają własne życie. Ale każdy człowiek ma w sobie nadzieję. Bo każdy z nas bardziej chce żyć w wolności, niż umierać za nią. Oni też mieli nadzieję, że jeżeli wytrwają, świat nie będzie się bezczynnie przyglądał, że i na Zachodzie coś się ruszy, że tak, jak obiecali: przyjdą. Mieli nadzieję, tak jak mają nadzieję bojownicy, iż nie tylko zwyciężą, ale też przeżyją walkę i dożyją dnia zwycięstwa. Ale kto trzyma broń, liczy się także ze śmiercią. Wie, że w każdej chwili może stanąć z nią twarzą w twarz na ulicy. Wie też, że nawet jeśli nie przeżyje, jego czyny nie pójdą na marne. Wie, że ludzka śmierć może mieć wyższą wartość.

Moi Drodzy Przyjaciele!

Z jaką siłą musi bić serce kogoś, w kim narodziła się decyzja o stanięciu do walki za Ojczyznę, niepodległość i wolność, nawet ryzykując śmierć. Jakże oni byli piękni, odważni i młodzi, a jednak oddali życie za naszą wolność. Wiele młodych osób, które zabito, uwięziono czy zmuszono do ucieczki, zginęli zamiast nas, zamiast nas trafili do więzień, zamiast nas zostali zmuszeni do emigracji. Zamiast nas, którzy mieliśmy więcej szczęścia lub nas, którzy po prostu później się urodzili. Zrezygnowali ze świata dla świata, zrezygnowali z ludzi dla ludzi, z życia dla życia. Trzy i pół tysiąca bojowników o wolność, którzy zginęli. Dwadzieścia tysięcy naszych rodaków, którzy zostali ranni. Dwadzieścia tysięcy więźniów. Trzynaście tysięcy internowanych. 228 straconych. I ofiary rozstrzelań, serii karabinów. Wiemy, że zimne realia komunizmu kruszą ludzką godność. Pozostają po nich pustka, spadek witalności życiowej, rezygnacja z samego siebie i małość. Z kolei my tutaj, na Węgrzech możemy być wdzięczni naszym bohaterom, że dzięki nim w najciemniejszych czasach historii Węgier, podczas okupacji sowieckiej mogliśmy uchronić naszą godność i śmiało podnieść głowy, bo chociaż w tajemnicy, ale mieliśmy być z czego dumni. Wygrali również Ci, którzy polegli. Wygrali, bo to dzięki nim my, ich następcy i każde węgierskie dziecko, które się po nich narodziło, wszyscy odziedziczyliśmy nie ciążącą ciemność dyktatury, nie ludzką słabość, nie rozterki i sprzeczności, ale dumną postawę, odwagę i spuściznę wielkości. Gloria victis!

Szanowni Uczestnicy uroczystości!

My, Węgrzy w XX wieku trzykrotnie zrzucaliśmy z siebie komunistyczną tyranię. Pozbyliśmy się ciążącej Węgierskiej Republiki Rad w 1919 roku, w 1956 zaś odcięliśmy się od niewolniczych rzemieni i wreszcie w 1990 ostatecznie obaliliśmy rządy gulaszowego komunizmu. Nieoczekiwanym i wyjątkowym wybuchem słońca był dla europejskiej historii fakt, iż komunizm i Związek Sowiecki nie zostały obalone przez tzw. wolny świata, ani przez wrogie mocarstwo, ale przez te narody, które po ciężkich dekadach ponownie wzięły w ręce swój los, pragnąc niepodległości i wolności. Kres ołowianej, uciążliwej i ponurej szarości socjalizmu położyli Węgrzy, który tu zostali po 1956 roku. Ci, którzy uważali, że przecież cały kraj nie może uciec. Mimo wielu negatywnych doświadczeń, nie przekroczyli granicy. Pozostali mimo wszystko. Z powodu dzieci, które były zbyt małe. Z powodu babci, która była zbyt starał. Z powodu Węgier, które były zbyt osierocone, a bez nich zostałyby kompletnie same. Zostali i wytrzymali. Przecierpieli mściwość, poniżenia, bezprawne spychanie na margines, zamknięte granice i niedostępne sklepienie nieba. Przeżyli kolejne 34 lata, urodzili, ochronili i wychowali nas. I kiedy nadszedł czas, bo na każdego przychodzi, łącząc się razem z nami, ze swoimi dziećmi i wnukami w ciągu jednego roku zniweczyliśmy komunistyczne rządy. W ciągu jednego wizjonerskiego roku zepchnęliśmy, rozchwialiśmy i zatopiliśmy w pierwszych wolnych wyborach okręt komunistów. My razem.

Szanowni Państwo!

Decydujący cios zadaliśmy tutaj, na tym placu [Bohaterów]. Tak, to tutaj połączyliśmy prawdę bojowników o wolność z 1956 z naszą wolą życia i poświęceniem. Na nowo pochowaliśmy zawinięte w smolisty papier ciała męczenników, tym samym wbiliśmy ostatni gwóźdź w trumnę komunizmu, w którą pierwszy wbili bohaterowie 56 roku. Siła straconych w '56 istnień pracowała w naszych komórkach, a podeptana prawda rozpierała nasze piersi. Nie było siły, która mogłaby nas powstrzymać. Tu mogliśmy stwierdzić, że wojska sowieckie muszą opuścić Węgry. Tu mogliśmy stwierdzić, że jednopartyjne państwo należy zmusić do tego, aby podporządkowało się wolnym wyborom. Tu mogliśmy pokazać dziurawą flagę, bliznę, którą obca okupacja i tyrania zrobiły w sercu narodu. Tu wspólne pragnienie zmiany systemu zjednoczyło życie tłumu o tysiącu twarzy we wspomnienie o bojownikach z 56 roku.

Victor Hugo powiedział: Węgry to kraj bohaterów. Węgierski bohater to szczególny rodzaj. U nas bohater to nie ktoś, kto zwycięża nad innymi, to raczej ktoś, kto przezwycięża los. Moglibyśmy świętować bitwę bratysławską, kiedy to przeciwko przytłaczającej sile wroga z Zachodu sfinalizowaliśmy nasz podbój. Lub belgradzkie zwycięstwo, albo też kiedy Dumny Wiedeń położyłeś U stóp króla Macieja (cytat z hymnu węgierskieskiego). My zaś świętujemy wydarzenia z 15 marca [1848] i 23 października [’56]. Co prawda nie wygraliśmy wtedy walki o wolność, ale udowodniliśmy, że można zmienić treść księgi losu. W księdze losu było napisane, że nic nie można nic uczynić, aby pokonać imperium habsburskie czy sowieckie. I gdyby się na to ówcześni Węgrzy zgodzili, dosięgłoby nas przeznaczenie, pochłonęłoby nas. My, Węgrzy nie wierzymy jednak, że istnieje przeznaczenie, które mogłoby nas dosięgnąć, nie zależnie od tego, co zrobimy. Ale wiemy, że istnieje przeznaczenie, które dosięgnie nas, jeżeli nic nie uczynimy. Wierzymy, że naszą księgę losu my sami musimy zapisać naszą wiarą, odwagą, miłością, wspólną siłą i jeżeli trzeba – naszą krwią. Węgierski bohater nie obawia się losu, tylko działa.

Szanowna Świętująca Publiczności!

To wspaniałe, że tak wielu nas przyszło pokłonić się wspomnieniu '56 toku. Państwo też wiedzą, ja też wiem, że to nie tylko szacunek i rozpamiętywanie wprowadziło nas tutaj dzisiaj. Przyszliśmy tutaj po to, bo chcielibyśmy się do wiedzieć, co będzie? Co trzeba zrobić, żeby było tak, jakbyśmy chcieli? Przede wszystkim musimy widzieć wyraźnie. Otwarcie i pewnie powiedzieć, co widzimy i co wiemy. Przede wszystkim wiemy, że węgierska wolność oznacza nie tylko bohaterów, ale także zdrajców. Wiemy, że całą naszą rewolucję – powstanie stłumiono siłami z zagranicą. Wiemy też, że zawsze byli tacy, którzy pomagali zewnętrznemu wrogowi. Przeniewiercy, milicjanci, czerwoni baronowie – w zależności od tego, co akurat było modne w świecie. Wiemy też, że w 2006 roku, po 16 latach demokracji tego dnia polowano na nas ze strzelbami na peszteńskich ulicach. Wprowadzono atakującą jazdę konną policji i ostrzami atakowano pokojowo świętujący tłum. Wiemy też, że to wszystko miało szansę się wydarzyć, ponieważ potęga władzy była w rękach ludzi, którzy bez skrępowania wykorzystywali państwowe organy zbrojne/ przymusu przeciwko własnemu narodowi.

Dobrze to wiemy i nie miejmy złudzeń: dziś znów by do nas strzelali – dobrze, jeśli gumowymi kulami – i znów by skierowali na nas państwowe organy przymusu. Jeśli tylko by mogli, dziś znów by to uczynili. Tylko dlatego tego nie robią, gdyż w ostatnich wyborach przeważająca większość Węgrów odsunęła ich na bok. Wiemy też dobrze, że to byli komuniści oddali Węgry i Węgrów w ręce funduszy spekulacyjnych i międzynarodowego przemysłu finansowego. Wiemy, że to oni oddawali i wciąż są gotowi ponownie poddać Węgry kolonizatorom.

Pamiętamy też dobrze, że gdy w 1989 roku tu staliśmy z entuzjazmem i myśleliśmy sobie, że do wolności wystarczy odesłać sowietów i zrobić wolne wybory. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że pełnia wolnościowych praw nie jest tożsama z sama wolnością. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że ludzie przeszłości już się organizowali i przygotowywali do ocalenia swej władzy. Tak jak i w '56, gdy już się wydawało, że się udało i będziemy wolni, inni w tym czasie organizowali ściągnięcie sowieckiej armii i represje. W czasie zmiany ustroju podobnie, po cichu dogadywali się z zewnętrznymi siłami, by na ich rzecz przetransferować majątek kraju i jego zasoby.

Kufajki zamienili na garnitury, 'towarzysza' na Tavaresa. Ci, którzy wcześniej po uszy zadłużyli kraj, podkradli się i odebrali możliwość tego, abyśmy my, Węgrzy sami mogli decydować o naszym życiu. Nie o polityce, nie o politycznych partiach, ale o naszym własnym życiu. O tym, w jaki sposób mamy budować naszą gospodarkę, jak umacniać grunt pod stopami rodzin, z czego i jak będziemy żyli, jak mamy stwarzać szanse naszym dzieciom.

Czcigodni Świętujący!

Sens wolności nie polega tylko na tym, że nie ma już tu sowieckiej armii, że nie jesteśmy już niewolnikami RWPG. Treścią wolności nie jest tylko to, że nasz kraj wyzwolimy i odbierzemy. To nie wyczerpuje wolności, ona na tym się nie kończy lecz od tego się zaczyna. Sensem wolności jest to, jak uczył poeta József Attila, abyśmy mogli wyzwolić nasze własne życie i byśmy je wyzwolili. To my je porządkujemy, my samodzielnie o nim decydujemy, bez wtrącania się innych, na naszą własną odpowiedzialność. Wiemy, że od roku 2010 na Węgrzech dokonały się wielkie rzeczy, zaliczając do nich bezprzykładną jedność ostatnich wyborów.

Podjęliśmy decyzje, na które od nikogo nie prosiliśmy o pozwolenie ani o ich zatwierdzenie. Więcej, podjęliśmy je pomimo sprzeciwów połowy świata. Tak powstała nasza Konstytucja, która opiera się na fundamentach węgierskiej i europejskiej chrześcijańskiej kultury. W ten sposób, ponownie jednocząc naród ponad państwowymi granicami, staliśmy się narodem obecnym w całym świecie; narodem, który wspólnie decyduje o swej przyszłości. Dokonaliśmy wyboru, że nie będziemy dalej żyli jako więźniowie międzynarodowych funduszy finansowych, a banki i międzynarodowe firmy muszą wziąć na siebie więcej z publicznych obciążeń.

Zdecydowaliśmy, że podstawą naszego utrzymania ma być praca, a nie zapomogi, że zmniejszymy obciążenia dla rodzin, że podejmujemy narodową politykę gospodarczą i reindustrializujemy kraj, że nareszcie zachowamy ziemię w węgierskich rękach. Postanowiliśmy, że odmłodzimy stolicę naszego narodu, byśmy mogli być z niej dumni, a świat mógł się nią zachwycać. W imię wolności Węgrów podjęliśmy decyzje w interesie Węgrów. Podejmowaliśmy spory i konfrontacje, wygrywając je jedna po drugiej. Zbliżamy się ku prawdziwemu wyzwoleniu, ku wolności naszej codzienności.

Szanowni Panie i Panowie!

Po jasnym opisaniu sytuacji oraz po otwartym wyrażeniu tego, co wiemy, trzeba nam teraz prosto wyznać, czego pragniemy. Chcemy, by nie można było ponownie odebrać Węgrom tego wszystkiego, co już osiągnęliśmy. Dlatego właśnie tu jesteśmy, by pokazać, że nie pozwolimy, by ponownie zabrali emerytury, płacy i zasiłku macierzyńskiego. Chcemy, by nie wpędzili ponownie w podatki naszych rodzin, miast, kraju. Chcemy, by nie mogli na nowo – we współpracy z innymi – zniszczyć Węgry, by ponownie nie poddali nas spekulacyjnym funduszom i biurokratom.

Szanowni Panie i Panowie!

Nie będziemy chować głowy w piasek. Widzimy, że nasi oponenci na nowo się organizują, gotują się w zawiści, zajmują się fałszerstwami, znów wchodzą w sojusze z obcymi. Doświadczmy tego, że ponownie szerzą nienawiść, sieją konflikty i przemoc. Nie ma przypadków. Marsz Pokoju nie przypadkowo tak właśnie się nazywa. Przecież my wszyscy chcemy prowadzić życie ciche, spokojne, pogodne, słowem pokojowe. Pokój jednak nie oznacza naiwności czy braku roztropności, nie jest też tożsamy z bezczynnością. A to dlatego, że nie ma i nigdy nie było pokoju bez sprawiedliwości. Sprawiedliwość zaś wymaga wysiłku. Dlatego Marsz Pokoju dobrze zrobił, gdy stłumił próby kolonizacji. Temu obywatelskiemu ruchowi należy się nasza wdzięczność!

Szanowni Obywatele, Uczestnicy uroczystości!

Na koniec prosto i otwarcie musimy powiedzieć również to, co zamierzamy teraz uczynić. Po pierwsze, nie będziemy biernymi obserwatorami, w zamian będziemy odsłaniać wszelkie kłamstwa, fałszerstwa i nowe sztuczki. Walka będzie poważna, bo cena wolności zawsze jest wysoka. Musicie pamiętać, że nie wystarczy dobrze rządzić, nie wystarczy wyzwolić się z uścisku wierzycieli, nie wystarczy uporządkować gospodarkę, nie wystarczy długa lista osiągnięć ani nawet żadne obiecujące sondaże.

Gdzie indziej może by to wystarczyło, ale my jesteśmy Węgrami, dlatego to wszystko za mało. Dobrze znamy ten typ, nas samych, pragnęlibyśmy takiego rządu, z którego byśmy byli zadowoleni. Dlatego nie możecie uwierzyć w to, że Wasz rząd wygra walkę bez Was i zamiast Was. Nie możecie po prostu zrzucać pracy na barki rządu czy partii. Jeśli chcemy obronić naszą Konstytucję, miejsca pracy, emerytury, pensje, obniżki cen energii, czyli jeśli chcecie obronić wolność Waszego codziennego życia, musicie osobiście brać udział w walce.

Każdy na swoim miejscu, w swoim środowisku musi wykonać konieczną pracę. Organizujcie się, zgłaszajcie, włączajcie się! Nie ma powodów do nerwowego pośpiechu, lecz powoli i w sposób pewny musimy uruchomić naszą organizację, w szyku bojowym ustawić nasze oddziały, tak jak to miało uczyniliśmy w 2010 r. Przygotowujcie się!. Teraz możemy dokończyć to, co rozpoczęliśmy w '56. Każdy jest potrzebny, nauczyciel, sprzedawca, robotnik, kierowca, profesor, rzeźnik, kwiaciarka, młody i stary.

Wszyscy są potrzebni. Teraz najważniejsze jest to, by podjąć zadanie, by wystartować. I Wy wiecie, jak wiedzieli nasi w '56, że nie ma drogi pośredniej. Albo się wyzwolimy, albo nie będziemy wolni. Wolność to nie kwestia losu, lecz wyboru, aktu woli. Kto z własnej woli nie wybiera wolności, ten kończy jako sługa.

Hajrá, Magyarország, hajrá, magyarok!
Naprzód, Węgry, naprzód, Węgrzy!

za: http://wpolityce.pl/wydarzenia/65464-poruszajace-przemowienie-orbana-wolnosc-to-nie-kwestia-losu-lecz-wyboru-aktu-woli-kto-z-wlasnej-woli-nie-wybiera-wolnosci-ten-konczy-jako-sluga

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *