Jak pewnie słyszeliście Orbán wczoraj znowelizował konstytucję Węgier. Wszyscy skupili się na tym, że wpisali tam, że małżeństwo to mężczyzna i kobieta, a UE i USA robią histerię. Moim zdaniem najważniejsze jest zupełnie co innego. Przeczytajcie ten fragment depeszy PAP:
„Niemal wszystkie wspomniane zmiany zakwestionował już węgierski Trybunał Konstytucyjny. Deputowani rządzącego Fideszu anulowali jednak jego orzeczenia wydane przed 1 stycznia 2012 roku, wprowadzając do konstytucji zapis, że trybunał nie może powoływać się na precedensy z ostatnich 22 lat i może podejmować decyzje jedynie w sprawach proceduralnych. Zdaniem opozycji oznacza to poważne osłabienie kontrolnych funkcji Trybunału Konstytucyjnego. Ponadto sprawy sądowe mają podlegać powstałemu niedawno Narodowemu Urzędowi Sądownictwa.”Ciekawe, prawda? U nas też jest ten problem, masa ważnych ustaw rozbiła się o TK, który z naszej nazbyt rozwlekłej Konstytucji potrafi „wyinterpretować” bardzo wiele. Jeśli kiedyś powstanie „rząd narodowy” to trafi na ten sam problem, z którym zmierzył się Orbán.
Oczywiście wszyscy lewicowi ignoranci komentujący ten problem nazywają to co zrobił Orbán „miękkim autorytaryzmem”, „ograniczeniem demokracji”, etc. Tymczasem to jest naprawdę ciekawy problem ustrojowy i prawny, o którym na moją prośbę mówił 10 listopada Tymoteusz Zych, doktorant z wydziału prawa UW. Tak się dobrze składa, że wystąpienie jest zarejestrowane – daję poniżej link prowadzący do najciekawszej części. Warto posłuchać kilka minut i zastanowić się od której strony się za to zabrać i czy akurat tak jak Orbán!